Wczorajszy dzień wygiął wszystko chyba.
Wyszłam z chłopakami na dwór graliśmy w taką porytą grę, coś podobnego w podchody, ale o demonach, duchach i różnych schizach.
Potem reszta osób do nas dzwoniła bo się najebali, masakra.
Poszliśmy ich ogarniać i jakoś nam zeszło trochę, Marcin nie ogarniał, rzygał i wgl. :o
Nie no, spoko.
Poszliśmy potem do McDonald'sa na kawę, było "lekko głośno".
Reszta się najarała, a ja chyba z dziewuchami byłyśmy ogarnięte jedynie.
Nie mogę się doczekać następnego łikendu i domówki u Patryka..o taak. : D