DZIEŃ PIERWSZY OD PRZYLOTU czyli generalnie drugi
chrzciny, potem jakiś obiad dłuugi strasznie, masa ludu. później jakiś spacer nad Tamizą, nie długi, ale był murzyn z różową parasolką na drabinie.
lot był fajny, nie siedziałam koło mamy ani babci tylko jakiegoś pana dosyć młodego i jakiejś pani ok 40. pan był zajęty pisaniem 5 stronnicowego listu miłosnego, pani w sumie siedziała jakby miała dałna. trochę mi się nudziło, grałam w sudoku, trochę muzyki. ładne były widoki, ale nie mam zdjęć niesteety. porobię jak będę wracać.
jutro jakieś zakupy, też porobie foty