Uwielbiam uśmiech Olisi na tym zdjęciu :) !!!
Z bloga mamy Oliwki:
Na początku dziękuję za ogromne zainteresowanie tym, co u nas słychać. Nie publikuję już nawet tej lawiny komentarzy(proszę o wybaczenie!) ;) Wzięłam się za to do pisania, aby choć trochę przybliżyć Wam, jak mijają nam nasze dni. U nas...chyba nic nowego. Staramy się żyć w miarę normalnie, chociaż, nie ukrywam, każdy dzień to walka z naszymi lękami....ze strachem, że w każdej chwili choroba może podstępnie zaatakować. Uporczywe myśli wróciły po odejściu dzielnego chłopca - Szymona...Ciężko to wszystko ogarnąć, trudno się pogodzić...Chciałoby się widzieć w tym jakiś sens...niestety, moja wiara jest zbyt słaba, zbyt krucha, bym mogła pojąć, dlaczego dzieci cierpią i dlaczego odchodzą...Kiedyś nie miałam nawet pojęcia o takim świecie...a poźniej nastał dzień, kiedy trzeba było zaadaptować się do nowej rzeczywistości...z bolącym sercem, ze spękaną duszą i palącymi łzami...kiedy czytałam o chorych dzieciach - myślałam, że ja bym oszalała, gdyby "coś takiego" spotkało moją córeczkę...jak się okazuje, jeszcze do reszty nie oszalałam...po pierwszym szoku, po bezkresnej rozpaczy, przychodzi dzień, kiedy czujesz, że masz już siłę, by walczyć i że zrobisz to, choćbyś miał pięści zedrzeć do kości...pamiętam, że kiedy nastawał ranek na oddziale onkologicznym, zawsze, zanim otworzyłam oczy, prosiłam Boga, bym mogła obudzić się we własnym łóżku, w swoim pokoju...by to, co do tej pory nam się przytrafiało, było tylko złym snem...podnosiłam powieki..i...witała mnie szpitalna biel...oczy napełniały się łzami, w środku coś łapało za gardło, ściskało żołądek...
...ostatnio bardzo często wracają do mnie wspomnienia tych wszystkich dni spędzonych w szpitalu...zwłaszcza teraz, przed najbliższą kontrolą...pakuję walizkę i zastanawiam się, czy wrócimy do domu...czy te dni przed wyjazdem nie są naszymi ostatnimi dniami wolności...sycę się chwilą, każdym momentem...biegamy w deszczu...skaczemy po kałużach, aż woda chlupie w kaloszach..."wypiekamy" najlepsze i najsłodsze babki z piasku, jesteśmy niczym Buddy Valastro w jego "Słodkim biznesie"...nie straszny nam wiatr i burza...z każdego dnia "wyciskamy" możliwie najwięcej...tak na zapas, na wszelki wypadek...bo przecież nie wiem, ile mamy czasu...więc chcę i pragnę i staram się ze wszystkich sił swoich, by moja ukochana Misia była szczęśliwa...ot tak, po prostu...
Trzymajcie za nas kciuki, myślcie o nas ciepło...potrzebujemy Was, Waszego wsparcia, Waszych pozytywnych myśli i modlitw wysyłanych do Niego...może znowu nam się uda...
Bądźcie z Nami! 12 sierpnia wyruszamy do Tubingen, następniego dnia Oliwka zostanie przyjęta na oddział, a 14 sierpnia o 7.45 rozpocznie się badanie...
Ja: "Oliwko, a jak pojedziesz do Tubingen to, co Ci pan profesor powie?'"
O: "Oliwko, okiej, jeśteś zdjowa, jeć do domu"
http://oliwka-lisewska.blogspot.com/
14 sierpnia (środa) wszyscy od rana trzymamy kciuki za kontrolę Oliwki !!!