czasem boję się zasnąć.
bo one już na mnie czekają.
czyhają w ciemnościach.
wyczekują, aż oddam się we władanie nocy i jej dzieci - snów.
wspomnienia, bo o nich mowa, to najgorsza rzecz pod słońcem.
no dobra, bardziej wkurzający może być źle dobrany lakier na paznkociach Dody.
ale zły manicure można zmyć, a wspomnienia zostają.
dzisiejszego dnia na pewno nie zapomnę.
straciłam coś, co nadawało sens mojemu życiu, coś co mnie napędzało, coś co była dla mnie najważniejsze.
straciłam M.
na dziś. na jutro. na rok. na zawsze.
i to tylko i wyłącznie moja wina.
nie wiem jakie słowa mogą opisać tą sytuację, ale moje uczucia nie mają w tej chwili granic.
trzęsą mi się ręce podczas pisania tej notki, serce mi się kraje na milion kawałków, płaczę, wycierając co chwilę oczy, bo wiem, że ona już mi nie wybaczy.
tego chyba nie wybaczy mi sam pan Bóg.
to było okropne w stosunku do niej, nie mam pojęcia, co miałabym zrobić, aby jej to wynagrodzić.
na pewno zniknąć.
na pewno nie pojawiać się w jej życiu.
na pewno umrzeć.
albo coś w tym rodzaju.
postąpiłam jak suka, jak najgorsze ścierwo, jak rozwydrzone dziecko zazdrosne o lizaka.
to była zbrodnia doskonała.
największe kłamstwo na świecie.
i wiem, że w jej oczach wyglądam jak..
jak chora psychicznie, jak nic nie warta człowiecza powłoka, jak coś, co trzeba tępić.
i wiem, że ona mnie tępi, uważa za trędowatą i za największe zło w jej życiu.
a co najgorsze - nadal mi na niej zależy.