okej, pora na reedycję.
piszę dzisiaj o błahym temacie.
o co mi chodzi?
ano o to, że dzisiaj w tv obejrzałam program, w którym jednym z tematów było to, że ludzie siebie nawzajem oceniają po wyglądzie, i kilka godzin później wpadłam na serial, w którym tematyka była podobna.
no właśnie, dlaczego ludzie są tacy strasznie powierzchowni?
w owym programie mówiono o tym, że jak się wchodzi do sklepu, to sprzedawcy zwracają uwagę na twój strój, makijaż i ogólny wygląd.
co w ich mniemaniu znaczy, że aby wejść do sklepu i zakupić sobie jakiś ciuch, to musisz wyglądać jak spod igły.
co mam na myśli.
ano to, że musisz mieć na sobie ciuchy od Versace, buty od Louboutina, makijaż z Maybelline a włosy ułożone przez twojego osobistego stylistę.
czy za każdym razem to jak wyglądasz, świadczy o ilości pieniędzy jakie masz w portfelu?
raczej nie.
ja po powrocie z Holandii, nie ukrywam, miałam sporo kasy i zaszalałam troszkę.
ale wcale się nie stroiłam na wizyty w sklepach.
wręcz przeciwnie, ubierałam się w zwykłe dżinsy i bluzki.
wcale mi nie zależy na wyglądzie.
fakt, lubię sobie kupić od czasu do czasu jakiś luksusowy ciuch, ale bardzo rzadko to się zdarza.
i nie kupuję go dlatego, że milion innych osób je ma, bo to jest teraz w modzie.
czasem kupuję coś, co po prostu mi się podoba.
a to jak na nas patrzą... to nasuwa mi się jedynie pewne przysłowie : "nie oceniaj książki po okładce."
i tak powinno być.
bo wygląd nie równa się z kasą.
wolę być zwykłą nastolatką, niż wypicowaną panienką.
jak chcę to się ubiorę elegancko, jak mam przetłuszczone włosy to je spinam i wskakuję w dresy.
bo wolę być sobą, a nie jedną z tysiąca identycznych plastikowych laleczek.
a wy?
co sądzicie o podążaniu za modą?
własny styl czy bycie na topie?
One Republic - All the rights moves.