Nie na zdrowie.
Ale na przekór i na złość. Lubie tak.
Kolejne takie drzewo. Niech rosną!
Siedzi ptaszek na drzewie
I ludziom się dziwuje,
Że najmędrszy z nich nie wie,
Gdzie się szczęście znajduje.
Bo szukają dokoła,
Tam gdzie nigdy nie bywa,
Pot się leje im z czoła,
Cierń im stopy rozrywa.
Trwonią życia dzień jasny
Na zabiegi i żale,
Tylko w piersi swej własnej
Nie szukają go wcale.
W nienawiści i kłótni
Wydzierają coś sobie,
Aż zmęczeni i smutni
Idą przespać się w grobie.
A więc, siedząc na drzewie,
Ptaszek dziwi się bardzo,
Chciałby przestrzec ich w śpiewie...
Lecz przestrogą pogardzą.
Ptaszyna drogo!
Śpiewaj mi do ucha bo szczęście znaleźć pragnę...
Jak każdy.
Ale ja posłucham, do grobu mi nie śpieszno.
Co mówisz?
Że znalazłem?
Iż szczęście me mam u boku?
Dbać o nie, powiadasz...
Bo szczęście ma smak bananów w cieście gdy mi źle.
Rozgrzewa jak gorąca czekolada gdy smutno.
Pachnie bzem. Nie agrestem. Bzem i brzoskwiniami.
Szczęście jest mięciutkie bo z wełny.
Dzięki niemu życiet to komedia, taka romantyczna i taka z dreszczykiem.
A na koniec słowa gorzkie od ptaszyny.
Piekło to nie kotły, smoła i diabły kosmate. Piekłem jest źle przeżyte życie.