Wypleciony czas naszych dłoni
Tuż nad rankiem, kiedy jeszcze ciemno
W samotnej gonitwie bez dźwięków
Z wyłamaną chwilą dającą zapomnieć
Spokój na lustro mórz bezwietrznych
Ogarniających cichości spokojem
Kiedy istnieliśmy istniały sztormy
Zalewając plaże naszych uczuć
I zobacz nie ma wojen przelanych słowami
Bez złości bez tkwiącej świecy zazdrości
Rzek już nie widać pod lodem namiętności
Nie smak i wstręt do łączącej chwili
Zamknięte usta już nie pocałują siebie
Ulotna pamięć zawodzi coraz bardziej
Toniemy z miesiąca na miesiąc w głębinę
W której już nie znajdziemy swego ciepła
Wiec chowam Ciebie w zakamarek pamięci
Który jeszcze może przyjąć wstręt twych słów
Kiedyś sobie może mnie przypomnisz
Gdy lód przestanie istnieć wśród rzek
I bądź pewny tkwij w moim wyznaniu
Znów kwitnąc na wiosnę zwiędłymi kwiatami
Tkwiąc na plaży sama przy spokojnym morzu
Zapomniałam smak szaleństwa i zarazy serca