Nie wyobrażacie sobie jak po całym koncercie coś się we mnie gotowało. Było to bardzo pozytywne uczucie. Niezdolna jestem go opisać.
Mogę powiedzieć krótko: Jestem szczęściarą.
Na razie w miarę wszystko się układa. Ku mojemu zaskoczeniu oczywiście. Jednak w głębi czuję ten strach, że w pewnym momencie to runie z wielkim hukiem.
Wiem, wiem. Jestem pesymistką. Może czas wlać w siebie trochę optymizmu.
Dlaczego nie?