Podjęłam ostatnio wiele decyzji. W zasadzie wszystkie określić można wyświechtanym mianem "życiowych".
Najważniejsza wypływa z uczuć, które obudził we mnie mój Książę z Bajki. Czekałam nań wiele lat (niejednokrotnie wątpiąc, że kiedyś dotrze do mej wieży...). Od bezmała miesiąca jestem "po słowie" z Vander'em. Zapewne w niedalekiej przyszłości wypowiemy także sakramentalne "tak".
We wrześniu złożyłam w pracy dokument, w którym podziękowałam za niemal siedmioletnią współpracę. Nie była to łatwa decyzja, ponieważ od najmłodszych lat czułam się związana z kulturą dzięki tacie i ludziom, którzy przewijali się przez nasz dom...
Rozstałam się z Heldorado, z którym miałam tyle planów... Nie dokończyłam tego, co zaplanowałam, z czym jest mi najzwyklej świecie ciężko, bo nie lubię tak... Chłopaki na szczęście idą dalej. Nie ma ludzi niezastąpionych.
Jestem klasycznym przykładem tego, że "serce nie sługa"...
Vander jest cudownym człowiekiem. Aniołem...
Nigdy nie sądziłam, że mężczyzna może obudzić we mnie takie emocje, jak On. Od pierwszej chwili, kiedy go spotkałam na swojej drodze czułam, że jest to coś wyjątkowego, czego dotychczas nie doświadczyłam. Krótko potem przez myśl przeszło mi "to będzie mój mąż". Chowałam tę myśl skrycie. Ale pierwszy raz nie było obawy, lęku, złych myśli... Byłam poprostu pewna, a to, co się działo nie wymagało zbyt wielu słów. Poprostu było.
Najwyraźniej Mr V myślał podobnie, bo po kilku miesiącach od tamtego momentu poprosił, padając w środku nocy na kolana, bym została jego żoną..
Nigdy nie szafowałam slowem "miłość".
Teraz wiem, że kocham prawdziwie. Każdą częścią serca, umysłu, ciała...
Pierwszy raz w taki sposób...
Dziś rano rozpocznie się ostatni tydzień mojej pracy. Źle sypiam ostatnio, płaczę w kątku w pracy sprzątając szafy... Kochałam tę pracę, bez względu na "życzliwość" ludzi, którzy (nie chcę wiedzieć z jakich powodów) twierdzili, że nic w firmie nie robię... (Skoro "nie nadaję się do niczego", dlaczego ostatnio słyszę - najczęściej właśnie od nich - "ciekawe, kto to teraz będzie robił", "będzie mi ciebie brakowało", "nikt tegonie zrobi tak, jak ty").
7 grudnia wyjeżdżam z Polski. Zaczynam nowy etap. Inny kraj, inne miasto, inna kultura, inni ludzie, nowa praca, inne mieszkanie, nowe obowiązki, życie z przyszłym mężem...
...i najgorsze... tymczasowe życie z dala od Syna. Nie wyobrażam sobie tego... Pierwszy raz od prawie dwunastu lat mamy rozstać się na dłużej niż weekend. Ale tak musi być. Takiej decyzji nie podejmuje się w pięć minut. Muszę przygotować jak najlepsze warunki na jego przyjazd. Będzie miał swój wymarzony pokój. Z drzewkiem bonsai na małym stoliku. Najważniejsze, że zostaje w dobrych rękach dziadków, którzy od urodzenia współwychowywali ze mną mojego Małego Mężczyznę.
Mam bardzo mądrego, rozsądnego i dojrzałego Syna. Jestem z niego dumna. Pełnią szczęścia jest kontakt, który wytworzył się pomiędzy mężczyznami mojego życia.
Wkrótce nasza rodzina będzie razem....
Kocham Was, moi Mężczyźni!