Na focie-ja i jakiś zuszek na warcie.
Na obozie wuchta insektów... Jednak nic nie pobije dni sprzed otwarcia obozu. SZOK!
Jadem nawet zostały potraktowane włosy i gałki oczne.
Obyłem się bez kleszcza, więc jestem PRO.
Prycze, które powstały po długim czasie okazały się strasznie wygodne. Namiot, który był mały wcale nie przeciekał-warunki jakie sobie zorganizowaliśmy były najlepsze z możliwych.
Robinsonada i rozmowy w nocy-nie do pobicia.
23 godziny snu dużo dały.
Eksmisja w czasie ulewy, woda w śpiworze, litość brata i zostawienie suchego śpiwora.
Kapitan Planeta, Hannah Montana, w rurociągu.
Już brakuje mi tego trybu....
Znowu rozleniwiony.
Bardzo się cieszę, że wytrzymałem pierwsze 2 tygodnie z nim. Pokazały mi one to i potwierdziły moje przypuszczenia. Czułem się potrzebny....
Teraz znowu powrót do normalności... i odliczanie roku do tego samego stanu akceptacji.
Telefon polowy.
"- I nic nie było mówione, że to polano zostało zabrane, że watra dogasa....
-Kurde, Ty o tym mówisz, bo ja myślałem, że polano zupę oO."
"Złota Rączka"
Mysz na pace.
Sonata Arctica - Shy