pociąg mnie przeziębił. poznań pochłonął ostatnie resztki ciepłego powietrza. dalsza podróż upłynęła w całkowitym mrozie i na cyklicznych przeprosinach obstawy kolei za brak ogrzewania. mocno przeziębiony a więc jestem. łykam tabsy garściami i zastanawiam się co zrobić z zajęciami, choć to banalny problem.
temu nie można zapobiec. to jest losowe. pełna gotowość.
ale ma przyczynę.
nienawidzę was za to, że potraficie mówić. za to, że celowo wprowadzacie w błąd i za to że nie wiem w jakim celu to wszystko. używacie zarówno słów i gestów, wiedząc że są sprzeczne. wariujecie poprzez to ogromne pole do popisu, jakie macie. bawicie się zbyt dużym kosztem, na czyjś rachunek. słowo jest tyko słowem, zdążyłem się tego nauczyć. owszem, bywa piękne. bywa. wy, ludzie źle go używacie. powinno się wam tego zabronić, zwyczajnie odjąć.
wiem, że ludzie są mi potrzebni. teraz daję tyle ile mogę tylko z siebie samego. i choć widzę, że to czasem pomaga, zauważyłem że robię to również dla siebie. dla mojego spokojnego sumienia i dla mojego szczęścia, którego nie ma. tak się składa w jedną całość, choć zupełnie bez zamysłu.
nienawidzę was, że dotykacie moich ludzi. moich, niekoniecznie bardzo znajomych, niekoniecznie w ogóle znajomych. moich tych wybranych, którzy są częścią mnie.
dwie kategorie.
najbardziej nienawidzę was za to, co robicie jej.