z dwudniowego wypadu na golfa w 2019, kiedy jeszcze było normalnie. Chociaż 2020 wcale nie był dla mnie zły, więcej czasu dla siebie, przypomnialem sobie co jest dla mnie najważniejsze, spełniłem najwieksze gitarowe marzenie i kupiłem Gibsona Les Paula, zrobiłem sobie przedłużone święta i od swoich urodzin, do końca grudnia spędziłem w domku rodzinnym najdłuższy czas odkąd się wyprowadziłem, niemal 3 tygodnie... i mimo że to były totalnie inne święta niż zwykle i nie spotkałem nikogo ze starej gwardii, to były absolutnie świetne 3 tygodnie. Z minusów - potwierdzony powrót astmy po 16 latach, na szczescie mam juz wszystko pod kontrolą, ale w lato było troche wesoło. A dziś... dziś odebrałem ze sklepu białego Fendera Stratocastera z klonową podstrunnicą... Sam do końca nie wiem co mi odbiło ale stwierdziłem że fajnie byłoby mieć strata obok gibona, i do tego chciałem mieć białe wiosło i nie mam nic sensownego na singlach, no i strat to była moja pierwsza miłość i mimo że miałem (i mam nadal) swoje pierwsze wiosło które było jakąś bardzo tanią wersją strata produkowaną w chinach i wycelowaną o dziwo przez fendera w rynek amerykanski i w początkujących, to prawdziwego Stratocastera nie miałem. No i tak mam teraz dwie miłosci pod dachem, tą pierwszą - Stratocastera i tą dojrzałą, prawdziwą, po grób - Les Paula. Jak mawiał wielki polak "Po co wybierać, jak można zabrać obie"