Tak wyglądam po 3h snu i wygranym pojedynku z ekonometrią i czworgiem egzaminatorów. Haha, nie wierzę, ale jestem przeszczęśliwa, że to już koniec tego przedmiotu na wariackich zasadach :).
Dlaczego na wariackich? No aż się chyba wyżalę...
Tego, że w ogóle jestem dopuszczona do egzaminu ustnego, czyli o moim wyniku z części pisemnej, dowiedziałam się dzisiaj, 5 minut przed rozpoczęciem ustnego. Miałam go dzisiaj, a nie jutro, bo byłam na nieparzystym miejscu na liście osiągnięć całego roku (ale ci parzyści niech mi zazdroszczą, bo ja mam już z głowy!). Nie wspomnę już o tym, że termin pisania wszystkich kolokwiów był jeden, bez poprawek. I że jak już się szczęśliwie dostanie na ten ustny, ale się go obleje, a to nietrudne, bo u każdego pytającego trzeba zdobyć pozytywną ocenę, to potem trzeba od nowa zaliczać i pisemną, i ustną część - i oczywiście ma się tylko jedno podejście. No a kto się zmagał kiedykolwiek z tym przedmiotem, to wie, że on sam w sobie jest ciężki, chyba do tej pory najcięższy. Psychicznie mnie to wszystko PRAWIE już wykończyło, ale jeju, nigdy więcej ekonometrii!!! Oby :D.
Jest pięknie, buziaki!