6 dni temu, 10 godzin drogi stąd, przed sztormikiem, z brzuszkiem pełnym pizzy i bolącym od śmiechu, i z wichurą we włosach, czarując pogodę, żeby nie padało (i nie padało caluuutki wyjazd), bo do domku daleko. nie wiem, czy czegoś mi do szczęścia brakowało, ale teraz też nie brakuje, chociaż siedzę po uszy w przeróżnych zajęciach i czas mnie goni. jest taaaak dobrze mi! :*