


kładę się spać
odziana w czarny
frustracyjny
granitur dżumy
jak filantrop szukający
resztek ego sumienia
niewinności w kieszeni
jeansów
zakrapiam oczy
tętnem powiek kocich
ważek stuletnich
pachnących nekrofilią
żałobną oświeconą
bez bielizny feministycznej
milczenie owiec drażni
mą pustkę
butelkową przestrzeni
osamotnionej jak meandry
zatopione w śpiewie syren
zgubiłam bilet na pociąg
do zakamarków psychiki
może mojej?
zabij modliszkę bez oka
nie rozumię
jej postępów
tylko milczenie owiec
w sumieniu
niewinności