Nie chciało mi łaskawie dodać notki z 25 na 26go -_-
Kiedy nie wiesz co ze sobą począć idź się napić 4dni zrzędu, a piątego usiądź i popłacz się nad sobą jak ledwo co się obudzisz i zjedz cokolwiek......
Wyczekuje tej pieprzonej wizyty, a pomyśleć, że parę dni temu zastanawiałam się na chuj tam mam iść i że chyba mi to nie potrzebne i radzę sobie całkiem super.
Radzę.
Ale... nie aż tak jakbym chciała.
Wciąż robię te same jebane błędy kurwa.
Te same....
Tak bardzo wszystko chcę zmienić, że jeszcze trochę i cały pokój wyjebię w kosmos.
Tyle rzeczy co wyrzuciłam z niego w miesiąc, nie zrobiłam przez całe życie.
Wciąż układam na nowo pierdolone puzzelki w głowie.....
Nie śpię normalnie i mam wciąż dalej ten sam chory koszmar.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek ktoś będzie tyle razy jednym i tym samym koszmarem w moich snach, kiedy śpię chwilę dłużej
Aż zaczęłam krzyczeć w snach na to....
Usłyszałam wczoraj najpiękniejsze zdanie w oczy, w tym roku jak i nie w całym swoim marnym żywocie.
Ludzka świadomość, że zawsze będę obok nawet, jeśli ktoś się z kimś rozstanie, to wie że nie będzie tak naprawdę sama....
I tak jak moje serce jest martwe, tak na tamto zdanie jedno dostało ostro w twarz aż dostałam szklanek w oczach w sekundę i musiałam z nimi powalczyć.
A przecież byłam pijana i nie powinno było mnie nic dotknać tym bardziej....
Nie wiem co będzie dalej.
Nie wiem co ze wszystkim zrobić
Chyba znowu doszłam w to spierdolone gówniane miejsce, gdy nie wiem co robić i jestem bliska oszalenia i tak mocno odcięta od własnego ciała i świadomości rzeczywistości.
Znów uciekałam...
Nienawidzę tego.
Aż mam ochotę kurwa krzyczeć do łez.
Kiedy jest się samą w tym całym śmietniku i padole we własnej potłuczonej głowie.....
Niie powinnam mieć tylu dni wolnego, bo mi odpierdala.
Boję się chyba samej siebie.
Tyle niepewności i zgubienia znowu......
Nawet nie wiem dlaczego właściwie chce mi się płakać.
Ale tak mnie coś dławi.......
edit.
Życie jest składnią dziwnych przypadków, które się zderzają ze sobą po jakimś czasie.