woodstock.
Tak bardzo marzę by znów tam być.
Kąpiel w zimnej, wręcz lodowatej wodzie.
Nie ważne czy to woda spod przysznica, czy woda z której powstało błoto.
Stanie pod sceną i czekanie na koncert artysty.
Pogo i tysiące ludzi, którzy depczą Ci po stopach.
Mimo że masz sanadały a oni glany.
Mnóstwo pozytywnej energii.
Ludzie, jakich nigdzie indziej nie spotkasz.
Noce pod namiotem, stłumiona muzyka gdzieś w oddali.
Codziennie świeże bułki z lilda.
Albo świeża puszka piwa.
Wszystko takie otwarte i nie podlegające ocenie innych.
Nagość, kultura, religia, poglądy.
Jak miasto, które trwa tylko trzy dni.
Miłość, przyjaźń, muzyka !