...błąkam się sama po tym mieście, które we mnie nie wierzy, ale podobno jest moje- choć nasze ulice tak inaczej ciasne, błąkamy się o tym samym czasie w szafirowym deszczu, opowiadając sobie o podróżach rozpiętych między wschodem, a południem telepatycznym westchnieniem, gdy tuż przy niebie, krawędzią wiaduktu podróżują historie zamknięte między kolejowymi przedziałami, z pytaniem dokąd, na które nikt nie zechciał odpowiedzieć. I zagubione oddychamy przecierając oczy do utraty tchu i rzęs, że liście, że mgliście, że wiosennie. Codziennie, systematycznie się odnajdujemy. W krainie od płomieni na ścianie cieni.
Od słońca. Bez końca. Sierpniowo, Domowo, w zawieszeniu nad kursującymi pociągami i kwitnącymi kolorami w znanych oknach, znanych ulicach. Tęsknie(niem) zachwyca K.