Czuję jak dym z papierosa szczypie mnie w oczy,
A żar się jeszcze tli żeby zamienić się w popiół.
Przypominam sobie sny o pięknej przyszłości,
do której wszystkie drzwi są zamknięte już bezpowrotnie.
Lód w mojej krwi rani moje żyły i czuję chłód kolejnych dni,
które pewnie jeszcze przeżyję.
Znów tylko ból zaciska mi pętle na szyji,
I nie rozumiem słów, którymi mówią do mnie inni.
Ich pragnień, ich gestów, ich wyrazów ich twarzy,
ich prawdy, ich szczęścia i chyba nawet ich marzeń.
Weź mnie za rękę i zaprowadź na krawędź
I stój tam ze mną, aż się zmęczę i spadnę.
Sama nie wiem jak nisko już upadłam.
nie zadaje pytań, lubię kiedy patrzysz na mnie.
Milczę, jakby ktoś trzymał zimny nóż na moim gardle.
I choć chłód mnie przenika, to wszystko jest nieważne.
Nic nie słyszę chociaż mówią do mnie,
moja dusza krzyczy próbując sobie przypomnieć,
kiedy czułam tak jak oni i mogłam czuć się z tym dobrze,
I czy naprawdę czułam i czy faktycznie mogłam
Już nie wiem co jest dla mnie dobre i czy jestem sobą
Moje myśli są chore.
Nie ma we mnie strachu jestem spokojna.
bo nie mogę nic stracić i niczego udowodnić.