Ostatnio mam wrażenie ,że ludzie nie potrafią zrozumieć tego ,że nie zawsze mam ochote na wyjście z kimś gdzieś do pubu albo gdzie indziej ,że to dziwne ,że mam chęć w końcu posiedzenia w domu a nie bycia poza nim przez 11 godzin czy ile.. Albo to coś ze mną jest nie tak.
Nawet moja przyjaciółka mnie lekko wyśmiała mówiąc mi ,ze to dziwne ,że jak już się z nią spotkam to nie chce wracać po nocach do domu (czyt. 24:00 c zy 23:00) bo oprócz tego ,że nie będzie mnie poza domem cały dzien to jeszcze w weekend mam szkołe...
I nie licze się z konsekwencjami jakie moga przyjsć po tym jak to przeczyta albo ktos uprzejmie jej nakabluje...
Moja wytrzymałość się kończy... teraz fakt miałam tydzień prawie wolnego od pracy ale i tak nie siedziałam w domu bo ciągle coś..,
Jak jest już normalny tydzień to wygląda on tak : praca od 8 do 16 potem dwa lub trzy razy w tygodniu praktyki zaraz po pracy gdzie w domu jestem koło 20:30 i jeszcze gdy w weekendy zaczyna się szkoła to zaczyna się ona w piatek o 16:30 czyli jade zaraz po pracy albo i się zrywam żeby zdążyć i sobota i niedziela w szkole...
Tak wiem narzekam.. wiem ,ze inni mogą mieć gorzej..
Ale ja już nie moge... nie wytrzymuje tego..
Potrzebuje resetu tak dwu tygodniowego.. marzę o tym aby wyjechać gdziekolwiek.. byle poza miasto..
I musiałam to tu napisać...
Dziękuję
dobranoc