Kiedyś myślałam, że to ten palący ogień. Teraz wiem, ze to spokoj. Część czegoś znacznie głębszego. Wizja nie ciała, tylko tego co jest pod nim. Chęć dotknięcia od środka. Przeniknięcia i złączenia. Marzenia wspólne i osobne. Dwa światy, jedno szczęście. Dużo powietrza i brak tchu. Przyjaźń, wsparcie, zrozumienie, motywacja. Szczerość. Przewidywalność. Szczęście. Ale przy tym wszystkim potrzeba przestrzeni. Czasu dla siebie. Odpoczynku mentalnego. Nie na długo.
To jest jeden z tych rzadkich momentów kiedy wiem, ze nic nie chce zmieniać. I to nie jest tak, ze zaczelam mniej wymagac od siebie i od życia, nie jest tak, ze obniżam poprzeczke. Ciesze sie z małych rzeczy, spełniam malutkie marzenia, jestem szczęśliwa.