Pan w sklepie powiedział, że on by brał Samsunga.
- A niech mi pan powie, dlaczego.
- Bo... jakoś tak bardziej mi pasuje - najpierw wziął do ręki Samsunga a potem Olympusa, odłożył oba i dodał - i w ogóle. - Popatrzył z niesmakiem na fioletoworóżowy aparat, którym wyraźnie gardził. Że niby wcale nie chodzi o to, że jest prawie różowy i tańszy, że cały jest gorszy, że nie jest Samsungiem. I to podobno kobiety na wszystko mówią bo tak.
- AHA - odpowiedziałam wyraźnie ironicznym tonem, sygnalizując panu, jak bardzo jego porada byla użyteczna. - To my się jeszcze zastanowimy.
Poszedł. Na złość mu wezmę Olympusa, myślę. Idziemy do drugiego pana.
- Tego Olympusa srebrnego z gablotki poproszę.
- A to jest chyba ostatni. Już sprawdzę. Jest jeszcze purpurowy.
- Nie, tego poproszę.
- Ale purpurowy panie widziały?
- Tak, poproszę ten.
W ten oto sposób kupiłam prawie najtańszy aparat z półki.
- Mogłaś sprawdzić coś na forach, poczytać opinie...
- Na cito potrzebuję. Zresztą, on ma tylko robić zdjęcia.
Próbujemy, otwieramy.
- Ej, on N I E R O B I Z D J Ę Ć! - mówię, próbując przyciskać cykacz w nieskończoność.
- Hihihi, a mówił pan, żeby brać Samsunga. Poka. - I podaję.
- Może coś w intrukcji piszą. JAK ZROBIĆ ZDJĘCIE? Przecież powinno być.
Czuję na sobie lampę błyskową.
- Debilu, musisz dłużej przytrzymać.
Pierwsze zdjęcie wpisuje się z wielkim hukiem w dzieje Ziemi.
Dziękuję za uwagę, dobranoc.