https://www.youtube.com/watch?v=_AUmi6iyQk8&index=27&list=RDOBg072aLNss
I znowu nie jest tak, jak miało być.. Boję się, że drugi raz już tego nie zniosę. Tak strasznie się boję.. Wiedziałam, że o nim nie zapomnę, to było oczywiste od samego początku. Ale z czasem..im dłużej to wszystko trwało, im dłużej go nie widziałam, im dłużej ze sobą nie rozmawialiśmy, było mi łatwiej. Minimalnie, ale jednak było. Myślałam o nim non stop, to się nie zmieniło. Nie było dnia, godziny, żebym o nim nie myślała. Żebym nie przypominała sobie naszych wspólnych chwil razem, naszych rozmów, żebym nie zastanawiała się co robi, z kim jest, o czym myśli, czy jest szczęśliwy. Czy chociaż raz, przez chwilę pomyślał o mnie? Ale było mi już łatwiej, mogłam normalnie jeść, spać, spotykać się ze znajomymi, mój uśmiech też nie był już tak bardzo wymuszony. I może jeszcze trochę..parę miesięcy i doszłabym w końcu do siebie? Może potrafiłabym w końcu zająć się czymś lub kimś innym, a jego traktować jako starą, krótką, ale piękną przygodę, która już nigdy się nie powtórzy? Może i by tak było.. gdyby nie tamten dzień, ta głupia impreza. Nie wiedziałam, czy tam będziesz. Wszystko wskazywało, że nie. I tak chyba byłoby lepiej. Ale ja, w głębi duszy, miałam nadzieję, że jednak przyjdziesz. Chciałam Ci pokazać, jak dobrze sobie bez Ciebie radzę, że potrafię się bawić, a cała ta sytuacja nie zrobiła na mnie wcale wrażenia. Chciałam przez te kilka godzin oszukiwać Ciebie..a przy okazji samą siebie. Żebyś pożałował.. No, ale moje przypuszczenia się nie sprawdziły.. Przyjechałeś. Na początku wszystko było w porządku, udawałam, że świetnie się bawię, prawie nie schodziłam z parkiet, bez przerwy uśmiechałam się od ucha do ucha. Kiedy koło niego przechodziłam, traktowałam jak powietrze. Jakby w ogóle go nie było, jakbyśmy nigdy się nie znali, jakby nigdy nic nas nie łączyło. On zresztą robił tak samo, ani razu na mnie nie spojrzał. Denerwowało mnie to, bo to ja miałam mu coś udowodnić, a on sam traktował mnie jakbym nie istniała. Do czasu.. trochę się napił, nabrał odwagi. Raz, kiedy przechodziłam koło niego, nie mogłam się opanować. Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Wtedy, on też patrzył. Patrzył tym swoim wzrokiem, który zawsze tak bardzo uwielbiałam. Wtedy coś we mnie pękło.. Nie potrafiłam być już taka silna jak do tej pory, ale cały czas starałam się udawać, że jest ok.. W głowie miałam milion myśli na sekundę, nie mogłam dłużej wytrzymać.. Z jednej strony byłam tak cholernie wściekła, ale z drugiej..to było silniejsze. Wszystko do mnie wracało.. Cieszyłam się, że przez cały ten czas udawało mi się pokazać tę obojętność. Ale w pewnym momencie nie mogłam już tego wytrzymać. Bałam się, że jeszcze chwila a rozwalę się na te głupie małe kawałeczki i wszystko to, nad czym tyle pracowałam, pójdzie na marne.. Wyszłam na dwór, chciałam pobyć trochę sama, przemyśleć wszystko, ogarnąć się i wrócić z uśmiechem na ustach, jakby nic się nie działo.. Ale wtedy wyszedł za mną. Zaczął przepraszać, tłumaczyć się, wyzywać sam siebie od najgorszych za to, co mi zrobił. Był pijany.. A ja nie wiedziałam co zrobić, nie miałam pojęcia, nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Chciałam tylko uciec stamtąd jak najszybciej, nie pokazywać mu tej słabości. Ale z drugiej strony, chciałam z nim zostać, bo wiedziałam, że może to być jedyna, ostatnia szansa, żeby z nim porozmawiać. Ostatnia szansa, żeby poczuć jego obecność, spojrzeć w oczy, usłyszeć jego głos.. Ale było mi ciężko, coraz bardziej, im dłużej tam stałam, było gorzej, nie miałam już sił. I uciekłam. Kiedy wracałam do domu, nie mogłam opanować łez. Wróciły wszystkie wspomnienia i ja, głupia, naiwna, zaczęłam mieć nadzieję. Tę cholerną nadzieję, że może jeszcze wszystko będzie jak dawniej? Że może jest jeszcze szansa, żebym znowu była szczęśliwa. Następnego dnia napisał..raz, drugi, trzeci..Cały dzień próbował ze mną porozmawiać. A ja walczyłam sama ze sobą, żeby się nie dać, żeby być twardą, żeby nie przegrać, pokazać mu, że to nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Ale przecież robiło..i nie mogłam już tyle udawać. Spotkaliśmy się, długo rozmawialiśmy, przepraszał, tłumaczył się, zapewniał, że dalej jestem dla niego ważna.. Nie potrafiłam uwierzyć mu w to, co mówi, chciałam, ale nie potrafiłam. I dalej nie potrafię. Za bardzo mnie skrzywdził. Ale mimo tego, chcę go, chcę żeby było jak dawniej. Jest mi coraz trudniej, bo mimo tego, że nie potrafię, chcę wierzyć, że to, co mówi jest prawdą. Oszukuję sama siebie. Chcę znowu być szczęśliwa, a najgorsze jest to, że wiem, że bez niego nie będę. Wiem, że tylko przy nim mogę się poczuć tak wyjątkowo, tylko on potrafi tak mnie uszczęśliwić. To o nim myślę bez przerwy od ostatnich kilku miesięcy, to on sprawił, że wszystko inne przestało być dla mnie ważne. Chcę być z nim, chcę być przy nim, chcę być dla niego. Chcę go uszczęśliwiać, chcę, żeby to dzięki mnie na jego twarzy pojawiał się uśmiech, chcę być przy nim, kiedy tylko będzie mnie potrzebował. Chcę, żeby czuł jak bardzo jest dla mnie ważny. Bo mimo tego co zrobił, mimo tego, że skrzywdził mnie jak nikt inny, jest dla mnie najważniejszy. I tylko on może sprawić, że będę szczęśliwa. Chociaż wiem, że mnie to krzywdzi, niszczy. Wiem, że będę przez niego cierpieć, mimo tego dalej w to brnę, nie potrafię zapomnieć, olać, odmówić. Nie potrafię.. I nawet teraz płaczę po nocach, ze strachu.. Tak strasznie się boję, że go stracę. A drugi raz nie dam już sobie rady..
Miss730.