OPOWIADANIE- Nieśmiertelna
zapraszam do czytania :) a tutaj blog tej niesamowitej dziewczyny, która wykonała kawał niezłej roboty :*
kontynuacja poprzedniej części klik :*
Podróż powrotna minęła nam jak zwykle bezproblemowo. Na początku dałam się ponieść mojemu stróżowi w ramionach (nawet niosąc mnie na rękach był zdecydowanie ode mnie szybszy), a poza granicami lasu dążyłam już do domu o własnych nogach. Uwielbiałam to. Wiatr uderzający w moją twarz podczas biegu był tak niesamowity i orzeźwiający, że odczuwałam na wpływ niego w swoim wnętrzu euforię. Moje czarne włosy wirowały za mną niczym ciemne fale, poruszane jego mocą, a sukienka, którą miałam na sobie, przyjemnie przylegała do mojego ciała. Dorzuciwszy do tego fakt, że przez całą drogę moja dłoń była spleciona z dłonią Jacka, to wszystko powodowało, iż czułam się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Po jakiś piętnastu minutach zatrzymaliśmy się przed rezydencją. W ciągu ostatnich miesięcy ani trochę się nie zmieniła. Wciąż porażała swoją wielkością i zachwycała rozmaitością detali, szczególnie jeśli chodziło o ogród, w którym wśród kolorowych kwiatów były porozstawiane, dopracowane o najmniejszy szczegół, rzeźby. Przedstawiały one przede wszystkim zwierzęta, ale zdarzało mi się znaleźć również sylwetki ludzi.
- Spójrz. Jack wskazał ręką na okna piętrzącego się przed nami budynku. W każdym dostrzegałam jedynie czerń, żadnego światła.
- Marii jeszcze nie ma powiedziałam jakby do siebie i spojrzałam Langelowi w oczy. Mojej matce najwidoczniej przedłużyła się zmiana i jeszcze nie wróciła z pracy. Ostatnio często się to zdarzało, ale jej zawód lekarza jest obecnie bardziej nieprzewidywalny niż sytuacje w moim życiu. Wejdziesz? zapytałam z nadzieją, jednak on nie odpowiedział. Dotknął jedynie delikatnie mojego policzka wierzchem swojej dłoni i przez parę sekund gładził mnie nią po twarzy. Czułam, jak w miejscu zetknięcia się jej z moją skórą, wparowuje gorąco. Starałam się śledzić jego rękę wzrokiem, ale kiedy zakończyła swoją wędrówkę na mojej brodzie i uniosła ją kilka centymetrów do góry, abym mogła zupełnie utonąć w jego magnetycznym spojrzeniu, moje oczy przestały zwracać na nią uwagę. Miłość, która kryła się w zielonych soczewkach była zbyt piękna i nierealna, bym mogła zwracać uwagę na coś innego. Wciąż dziwiło mnie jak to się stało, że Jack się we mnie zakochał. On był ideałem pod każdym względem, a ja jedynie kopciuszkiem, który w Phoenix odnalazł swojego księcia.
Po chwili i druga ręka Langela ujęła moją twarz tak, że nie potrafiłam już nawet skupić myśli. Jego dotyk, spojrzenie, zapach, odgłos równego oddechu wypełniały moje zmysły. Każda komórka mojego ciała emanowała rozkosznym ciepłem.
- Dziś nie mogę zostać.
- Dlaczego? spytałam zrezygnowana i starałam się odwrócić wzrok.
- Alice gotuje i zabije mnie, jeśli nie pojawię się na kolacji powiedział z zawadiackim uśmiechem i dziwnym błyskiem w oku.
- No to idę z tobą! zawołałam jak najbardziej radosnym tonem. Nie chciałam pokazać po sobie, że odczułam ulgę, ale rozbawiona twarz Jacka mówiła mi, że zdążył to zauważyć. Mimo to nie przejmowałam się, bo w końcu jeszcze dwa miesiące temu mój ukochany znikał z zupełnie innych powodów. Ciągłe niebezpieczeństwo i zbliżająca się bitwa, ciążyły nad naszym życiem. Obecny spokój był cudownym ukojeniem tamtych chwil, jednak ja bez przerwy czułam w sercu niewytłumaczalny niepokój. Muszę spróbować specjałów twojej siostry. Zresztą wiem, że nie pogniewa się, jeśli do was wpadnę. W przeciwieństwie do Kate& ale to już zostawiłam dla siebie. Chociaż mój chłopak musiał pomyśleć o tym samym, bo zdążyłam dostrzec jak przez sekundę jego uśmiech gaśnie.
- Jak tak bardzo tego chcesz. I znów jedno jego spojrzenie wystarczyło, by z mojej głowy wyleciały wszystkie myśli.
Gdy twarz Jacka zaczęła zbliżać się do mojej, poczułam jak na mój policzek skapuje jedna zimna kropelka, a za nią kolejne. W jednej chwili niebo uraczyło nas siarczystym deszczem. Nie był on miłym doznaniem. Automatycznie dostałam gęsiej skórki, a spływająca po mnie woda, przyprawiła o dreszcze. Biała sukienka przykleiła się do mojego ciała niczym druga skóra. Miałam przez to wrażenie, że stoję na dworze zupełnie naga, pozwalając naturze katować się coraz to nowymi torturami, gdyż chwilę potem do ulewy dołączył niemiłosiernie zimny wiatr. Wydawało mi się, że staje się żywym soplem lodu.
CDN.