photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 23 STYCZNIA 2012

VI część

 

...I właśnie w tej chwili zaczął dzwonić telefon. Shell poderwała się z ulgą i odebrała dzwoniący aparat, a Criag zaklął cicho pod nosem.
- Tak, słucham? - odezwała się.
To była mama. Słuchała jej tylko jednym uchem, bo w głowie jej szumiało. Co to miało być? Koleś się nawet do niej nie zbliżył za bardzo, a jej odbija. Nie, nie popełni drugi raz tego samego błędu. Nie takim kosztem.
- Kochanie jak się czujesz? - zapytała mama.
- Uhm. - mruknęła Shell, myśląc o czymś innym.
- Shleby!
- Co? O co pytałaś? - krzyk ją otrzeźwił.
- Czy wszystko z Tobą w porządku, kochanie. - powiedziała już spokojniej.
- Aa. No nie jest źle. Przeżyję. - nie przeżyję jeśli ten facet będzie w pobliżu przynajmniej 100 metrów!
- Cieszy mnie to. - jej mamie od razu humor się poprawił.  - A jak na ranczo? Poznałaś kogoś ciekawego? Nowi znajomi? - pytała.
- Nie, nikt godny uwagi. - mruknęła. Przynajmniej nie mojej!!!!
Jeszcze chwilę porozmawiała z mamą i powoli odwróciła się do miejsca, w którym siedziała z Craigiem. Na jej twarzy malowała się obojętność i chłód.
Craig był zły. Udało mu się przez kilka sekund zrzucić tą maskę z jej twarzy. Była zwykłą, piękną nastolatką z charakterem, a teraz? Teraz znów to samo.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - warknęła do chłopaka i podeszła pozbierać swoje rzeczy.
Blondyn nadal siedział i gdy Shelby schyliła się po szkicownik i ołówek, chwycił ją za nadgarstek. Pociągnął ją tak, aby usiadła na kolanach i spojrzała mu w oczy.
- Czemu nie pozwalasz mi do siebie dotrzeć? - zapytał cicho i powoli. - Bo nie. - odparła, ale jej chłód tak jakby...się ocieplił.
- Bo nie? To nie jest odpowiedź. Zamykasz się przed ludźmi. Zamykasz się przede mną. A ja chcę cię poznać. - powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Nie! Nie chcesz mnie poznawać! Ani ja nie chcę poznać ciebie! - powiedziała porywczo i ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
Craig nie pobiegł za nią. Wiedział, że dał jej do myślenia i nie chciał (przede wszystkim) być pobity przez tą słodko-gorzką wariateczkę. Wsiadł na konia i ruszył drogą, z której przygalopował.
- Zobaczysz Zefir. Ona się opamięta. - mruknął do rozpędzonego konia.
- Co on sobie wyobraża? Że powie, że chce mnie poznać i od razu mu o sobie opowiem?! Chyba mu jabłko na głowę spadło! - mówiła wzburzona do siebie.
Tak naprawdę, bała się. Bała się ogromnie tego, że przez chwilę chciała mu się zwierzyć. Powiedzieć mu czemu zrobiła z siebie to co zrobiła. Tak naprawdę...wiedziała, że nie pasuje jej czerń. I nie czuła się w niej komfortowo. Ale dzięki niej pozostawała na uboczu. Nikt...nikt już nie robił jej przykrości. Nie takich, jaką zrobiła pewna osoba. Osoba, której nigdy nie wyrzuciła ze swoich myśli i przez, którą przepłakała wiele nocy. Ale dość! Nie będzie się nad sobą rozczulać. Będzie twarda, choćby tylko na zewnątrz. Po jakiejś pół godzinie doszła do rancza już całkiem spokojna. Właśnie zachodziło słońce. Shelby przystanęła, aby spojrzeć na ten piękny widok. Pod wpływem impulsu pobiegła do stajni i wyciągnęła z boksu Sunshine. Osiodłała ją i wypadła na niej z pomieszczenia. Znów poczuła ten wiatr we włosach, niezmierzoną przestrzeń. Pędziły galopem tworząc jedną całość. Chwilę później wbiegły na ogromną górę i przystanęły. Shell wpatrywała się w zachód. Zanika kolejny dzień - pomyślała - jutro nadejdzie nowy. Nowe troski, smutki, radości. I tak jest zawsze - myślała filozoficznie. Nie wiedziała jak dużo czasu spędziła na wzgórzu, ale było już całkiem ciemno. Na niebie było pełno gwiazd, ale i tak nie oświetlało jej to drogi. Nagle klacz się spłoszyła. Coś wskoczyło jej pod nogi i stanęła dęba. Nieprzygotowana Shelby upadła na ziemię niezmiernie się tłukąc. Poczuła przeszywający ból w kostce. Łzy napłynęły jej do oczu. Usłyszała jak Sunshine odbiega. Dziewczyna po raz pierwszy w życiu była przerażona...