Nie tak miało być
cz. 21
-Nadia, ale..
-Mamo proszę- przewracam oczami- dlaczego w ogóle do niego dzwoniłaś bez mojej wiedzy, przecież mogłaś zapytać.
-Byłaś na badaniach, a on tak nalegał na telefon, kiedy tylko coś będzie wiadomo. Myślałam, że się ucieszysz..- do sali wchodzi Mateusz z bukietem podobnym do poprzednich.
-Dzień dobry pani, cześć Nadia- wita się niepewnie.
-Ja zostawię was samych- moja mama ulatnia się natychmiast, zabierając ze sobą pielęgniarkę.
-Jak się czujesz?- siada na krześle obok łóżka, odwracam głowę.
-Jak widać.
-Nie wyglądasz najlepiej.
-Jetem w szpitalu, nie na wakacjach.
-Cieszę się, że cie widzę.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.
-Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Gabrysia chciała przyjść..
-Nie chce jej widzieć, ciebie zresztą też.
-Nadia..
-Już? Skończyłeś? To tam są drzwi.
-Porozmawiaj ze mną.
-Nie mam o czym.
-To chociaż mnie wysłuchaj.
-Powiedziałeś już wystarczająco dużo.
-Nie tak miało być.
-Masz rację, nie miało się to prawa stać.
-Kocham cię, przeżyłem piekło, kiedy leżałaś w śpiączce.
-Czy ty w ogóle wiesz co to miłość?- w końcu na niego spoglądam, zauważam łzy na jego polikach. Źle wygląda, ma szarą cerę i nieułożone włosy. Widocznie wyszedł prosto z pracy, ma krawat i marynarkę. I chciałabym, żeby mnie przytulił. Ale nie mogę dać tego po sobie znać, zachował się jak ostatni drań. Wszyscy się tak zachowali, traktowałam ich jak najbliższą rodzinę. Nerwy ściskają mi żołądek, muszę być twarda i zakończyć tę znajomość.