Nie tak miało być
cz. 16
Fajna z ciebie przyjaciółka, nawet nie napiszesz jak Wam mijają wczasy..- wiadomość od Gabi. Skąd wie, że jestem gdzieś i na dodatek z kimś.. przecież o wyjeździe mówiłam tylko rodzicom.
-Matii, mówiłeś komuś, że jedziemy razem?
-No- mówi zaspany. 8 rano to dla niego środek nocy.
-Komu?
-Babci, a co?
-Bo Gabryśka mi z sapami wyjeżdża- coś mi tu śmierdzi.
-No i Kacprowi- oho, wszystko się wyjaśniło.
-Ok. Śpij dalej- chcę wyjść z łóżka i pierwszy raz od półtora tygodnia pójść pobiegać na plażę. Przysięgam sobie każdego wieczora, że kolejny poranek będzie właśnie tym.
-A to jakaś tajemnica była?
-Nie, nie. Śpij.
-Teraz jak mnie już obudziłaś..- łapie mnie w biodrach i przyciąga do siebie- cześć kochanie- ląduję pod nim i jego język wdziera się do moich ust. Z moich planów na bieganie zostało tylko wspomnienie, ale nie mogę powiedzieć, że taka forma spalania kalorii mi nie odpowiada. Szybko zostaję pozbawiona piżamy, on także. Po chwili czuję jak wdziera się we mnie, bez wcześniejszego wstępu. Później już tylko zbliżamy się ku spełnieniu.
-I couldnt leave if I wanted to Cause something keeps pulling me back to you From the very first time we loved From the very first time we touched The stroke of your fingers The scent of your lingers My mind roaming wild The thoughts of your smile Oh you gotta give me some Or you can give it all But its never enough no- śpiewam razem z Ellie Goulding podczas przygotowywania śniadania. Mateusz pod prysznicem, więc mogę trochę pofałszować bez obaw, że ktoś mnie usłyszy. Oczywiście nie zrezygnowałam z wymyślenia własnej choreografii do tej piosenki i układam plasterki sera do rytmu. Mam wyśmienity humor, pomimo że dziś pogoda nas nie rozpieszcza. Dobrze, że nie poszłam biegać, bo pewnie bym wróciła przemoczona do ostatniej nitki. Wkładam ostatnią porcję tostów do opiekacza, kiedy Mateusz staje przy meblach.
-Dobry koncert Nadeńko- szczerzy się, wie, że nie lubię śpiewać, kiedy ktoś mnie słyszy. Dostaje rumieńców.
-Słyszałeś?
-Nie dało się nie- znów uśmiech numer pięć.
-Okkk- stawiam talerz pełen tostów na stole. Wyjmuję z lodówki zimny sok pomarańczowy i napełniam nim szklanki.
-Wiesz co, jak tak na ciebie patrzę to mogłabyś zostać moją żoną- na te słowa z ręki wyślizguje mi się szklanka, sok rozlewa się po całej kuchni, oczywiście z naczynia nie pozostaje nic jak roztrzaskane szkło- hej, spokojnie. Jeszcze ci się nie oświadczam.
-I nie sądzę, żeby kiedykolwiek była taka konieczność- syczę i zabieram się za sprzątanie. Śniadanie jemy w ciszy. Skutecznie popsuł mi humor tymi słowami. Mateusz próbuje znaleźć temat do rozmowy, ale średnio mam ochotę na dyskusję z nim. Kiedy kończymy posiłek bez słowa sprzątam, a później wychodzę z kuchni. Kurde, sama nie wiem o co mi chodzi. Przecież wiem, że żartował, ale wiem też, że on wie, że ja nie lubię poruszać tego tematu. Przeszłość daje o sobie znać, a już tak dobrze nam szło. I znowu się zablokowałam. Zaszywam się w wielkim fotelu w rogu sypialni. W uszach mam słuchawki i próbuję się skupić na książce, którą ze sobą zabrałam z domu. Po jakimś czasie w drzwiach staje on, widzę, że minę ma nieciekawą, pewnie chce pogadać. Nie jestem gotowa na konfrontację. Kiwam przecząco głową, chłopak robi zrezygnowaną minę. Smutno mi i czuję, że jemu też. Nie potrafię inaczej. Po kilku minutach wychodzi, ale zaraz się wraca. Wyjmuje mi słuchawki z uszu.
Czyżby się nie podobało, że tak słabo z komentowaniem? :(
Na jaki koniec macie ochotę, smutny, czy może taki z happy endem? :) ;*