Nie mam ciebie, nie mam nic, tylko teksty. Które w mym notesie ciągle gryzą się jak wściekłe psy.
Życie to stek bzdur. Z tymże ja poproszę krwisty.
Jutro będzie masa ibupromów, potem kawa, mleko, ale póki mogę się na nogi dzisiaj stawiam setą.
Niczym pierdolony absynt chcę Cię zabrać stąd.
Boję się, że cię zobaczę, więc topię w drinkach te nerwy. Nerwy ze stali mam. Choć chyba nie tej nierdzewnej.
Musisz mnie sklejać wciąż na nowo, jestem stale porwana. Ty jesteś snem, wokół koszmary, jestem stale zaspana.
Jesteś szalona i niewinna. Całkowicie zepsuta i zupełnie niezepsuta. Rzecz najbardziej na świecie niebezpieczna.
Znów robię głupstwa, pomyślała - lecz mimo to podeszła do lustra i spojrzała w nie, obserwowała swoją twarz, która była jej własna, a zarazem nie była, w lustrze odwrócona stronami i obca, a jednak jej własna. Nie znam jej takiej, jak wygląda w rzeczywistości, pomyślała, nie znam tego, co widzą inni, znam tylko tę zjawę z lustra, która wszystko ma pozamieniane i prawą stronę tam, gdzie inni widzą u mnie lewą, znam tylko ten zakłamany obraz, tak samo jak znam tylko inne zakłamanie, barwy i kształty, gdy tymczasem tego, co rzeczywiste, szkieletu, który po cichu pracuje we mnie, aby wydostać się na powierzchnię, nie znam.
Życie człowieka trwa za długo na miłość. Po prostu za długo [...] Miłość jest cudowna. Ale dla jednego z dwojga zawsze trwa za długo. A ten drugi zostaje wtedy sam i tak brak mu tamtego, że może oszaleć.
Wiesz, co dziś robiłam? Żyłam. Znów żyłam i znów oddychałam. Istniałam. Zaczęłam na nowo istnieć. Pierwszy raz. Miałam znów ręce. Oczy i usta.
Źle być pijanym w samotności.
Wchodzę na wyżyny zuchwały jak dwulatek na mebel.
Się łamało serce nieraz. Ale to, co jest teraz mnie zabija niemal.
Mury wokół Twego serca legną.
Ja umrę dziś, a Ty ze mną.
Każdy król kiedyś upuści swoje berło.
Nie szukaj Scarlett, jak nie jesteś Rudolph Valentino.
Ludzie raczej słabi są, ja to słabo znoszę.