Próżność, Próżność i jeszcze raz próżność.
Jak zwykle musi być ten gorszy dzień.
Mam dość siebie samej.
Dotrwać do soboty. Spotkać się z moim prawdziwym światem. By móc swobodnie oddychać, nacieszyć i zapamiętać widok tajemniczych gór.
Gór, co stoją nigdy nie dogonię
Znikających punktów na mapie
Jakie miejsce nazwę swym domem
Jakim dotrę do niego szlakiem
Gór mi mało i trzeba mi więcej
Żeby przetrwać od zimy do zimy
Ktoś mnie skazał na wieczną wędrówkę
Po śladach, które sam zostawiłem
Góry, góry i ciągle mi nie dość
Skazanemu na gór dożywocie
Świat na dobre mi zbieszczadział
Szczyty wolnym mijają mnie krokiem