Mówili, że cukier i sól to biała śmierć,
on przekonał się o tym inaczej.
Kiedyś spróbował z ciekawości jak to jest
później poszło łatwo z czasem,
znajomi mieli gest
sypali kreskę wciągając go w to piekło
wiedział, że wielu już od tego serce pękło
czuł, że drętwieje ciało i ma zimne dłonie
nie ruszało go to, wciągał by już nie myśleć o niej
polubił brak snu i uczucie, że serce chcę wyskoczyć
wystraszony przed ludźmi skrywał swe rozbiegane oczy
brał każdego dnia rano
bo wiedział, że po tym osłabienie ustanie
co myślał? co czuł gdy wciągał nosem?
że jego uzależnienie ominie ukosem?
Modlił się w duchu by nie umrzeć, w łaskę Boga wierzył,
gdy serce stawało, w załamaniu czekał aż uderzy,
udało się, jeszcze żyję
choć fioletowe ma już wszystko, całe ciało sine.
Mówi, że i tak umrzeć musi
czy to teraz, czy jak będzie miał wiek słuszny?
Gdy brał wolał od razu, mówił, że umrze szczęśliwy
wolał po tym czuć się jak w niebie
niż żyć 100 lat w nieszczęściu bez chleba.
On wybrał tą drogę, poczytaj nim pójdziesz za nim
on wie, że do grobu schodząc z tej ścieżki nikt nie zapłacze, będą omijać go łukami.
Nie chce nikogo nad grobem zobaczyć,
nie chce by ktoś żył w rozpaczy, że dał mu odejśc,
on sam chciał być tam
sam wybrał tą drogę.