Mówią, że początek jest czymś niezwykłym. Coś powstaje, tworzy się tak naprawdę po to, by każdy mógł się przez chwile tym nacieszyć, popatrzeć... Potem zwykle zapomnieć. Więc nie tracąc czasu na smęty, zacznę, później i tak każdy zapomni (jeżeli w ogóle zobaczy) jak to nieporadnie zakładałem fotobloga.
Ogólnie rzecz biorąc, jestem tu po to by tylko chwilę być. Efekt stadny. Jak owce, większość idzie w jedną stronę, to każda inna również.
Opiszę dzień, który jest kolejnym "darem od Boga". Więc zaczął się jak dla mnie o 12. Punkt 12, zacząłem ogarniać siebie, potem dom i na końcu sytuację w której się znajduję, a takowa jest następująca; kilka złociszy w kieszeni, czyste glany, wietrzna pogoda, nikogo znajomego "pod ręką". Energia mnie dziś opóściła. Chęć do życia też. Więc, spacer na maślankę był pomysłem wprost idealnym przy takim stanie rzeczy. Później męczenie komputera i wyjazd do kina na film pt. "Prometeusz". Muszę przyznać, jestem miło zaskoczony tym filmem! Jak dla mnie, lepszy jaki widziałem od paru lat (nielicząc może 1-2 w tym Cosmopolis). Jak najbardziej polecam obejrzeć ;)
Plany na jutro? Siedzieć samemu, w domu. W końcu ktoś musi ;)
Polecam: Pendulum - Slam