Dzisiaj myślę, że dziecinada jest spoko. Kiedy możecie pooglądać razem Shreka albo Kung Fu Pandę albo pograć razem w gry. Bo poważne życie, ciche dni i płacenie rachunków, to wszystko i tak przyjdzie potem. A skoro jeszcze chwilę można się powygłupiać, to dlaczego by nie?
Dlatego smutno mi się robi, ilekroć słyszę o tych wszystkich związkach, od początku robionych na siłę. Kiedy opowieści zaczynają się od słów: wiesz, szału nie ma, albo: na miłość jestem za stary. Kiedy wciąż powtarza się układ: poznałam kogoś, jest spoko, może weźmiemy ślub. Kiedy od początku jest letnio. Bo wiecie, że jak dopada Was to całe poważne życie, kiedy dochodzą problemy typu: praca, dzieci, stres, to temperatura może już tylko opadać. A kiedy startujecie z poziomu równiny, to bliziutko będzie Wam do depresji.
To trochę jak z powiedzeniem, że jak kochać to księcia, jak kraść to miliony. Sama cenię sobie skrajności, lubię między nimi się huśtać. Wolę trzy tygodnie dzikiej miłości od trzech lat w kapciach, z piwem i przed TV. Nie wiem, czy w tym szaleństwie jest jeszcze metoda, czy nie zestarzeję się w ten sposób samotnie. Ale jest taki ładny cytat ze Stanisława Jerzego Leca: Biedny, kto gwiazd nie widzi bez uderzenia w zęby.