Wchodzę do domu, który znam. Znam go doskonale, ze snów, które mam już od dzieciaka. Znam go od środka, nigdy na zewnątrz. Chociaż nie, może kiedyś go widziałam. Tak, gdy wchodziłam do piwnicy razem z mamą, ale nie o tym, nie dziś. Nigdy nie wchodziłam do pokojów, nigdy ich nie widziałam, jednak zbyt dobrze kojarzę piwnicę i strych. Tym razem weszła do przedpokoju i ku zdziwieniu, radośnie krzyknęłam "Mała, już jestem!". Wybiegła na przywitanie mała, może siedmoletnia Koreanka, Japonka, Chinka? Coś w tym stylu. Przytuliła się do mnie, zabrała mój nieodłączny, różowy plecaczek. Mijałyśmy kolejne pokoje, zdziwiłam się, że wszystkie pokoje wyglądały jak ruina, zabawki wszędzie, tynk na ziemi. Ale ta Mała, chyba zawsze tak mieszkała. Zabrała mnie do kuchni, która wcale nie wyglądała lepiej. Wypiłam czarną herbatę, a Ona prosiła żebyśmy pobawiły się w chowanego, zgodziłam się, w co innego mogliśmy się tu bawić? Zaczęłam liczyć, szukać. Znalazłam ją zapłakaną w schowku przy kuchni z luźno zaciśniętym paskiem od szlafroka na szyi. Wzięłam maleństwo, na ręce, przytuliłam, odwinęłam pasek z szyi. Postawiłam na ziemi, a Ona nadal płakała. Pytam dlaczego, czemu to zrobiła. Płacze coraz bardziej, próbuje mi wytłumaczyć, że to przecież nie ona. ~Mama tu przyszła. Mama jest dla mnie niedobra. Przestraszyłam się. Zaczęłam tłumaczyć, że mamusia jest w pracy, jest dla Ciebie dobra, kocha Cię. Wzięłam ją za drobną rączkę i zaprowadziłam na korytarz. Zadzwoniłam gdzieś, na policję chyba. Przyjechali, zostawiłam Małą na korytarzu, a drzwi od kuchni zakluczyłam, a klucz schowałam do kieszeni. Wyszłam na zewnątrz, opowiedziałam co się stało. Weszliśmy do środka, a Jej nie było. Nacisnęłam klamkę, drzwi od kuchni były otwarte. Obejrzałam się za siebie, minęła sekunda, znów spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam to maleństwo, opadające na kolana, widziałam jak drobne rączki próbują zdjąć pasek z szyi. Brakowało jej tlenu, rzuciłam się żeby jej pomóc. Policjant zaczął krzyczeć, że to moja wina. To ja jej to zrobiłam. Ale to przecież nie ja. To nie była moja wina, posadziłam dzieciaczka na stole i próbowałam poluźnić więzy, już zamykała oczka, była blada, sina buzia, wykrzywiła się w uśmiechu. Chwyciła mnie za ręce, miażdżąc nadgarstki ~Ty też jesteś dla mnie niedobra. Obudziłam się z krzykiem.