Dzisiaj przeforsowałam psa. Smark niedługo rok skończy, a przez jego chorobę nadal jestem w lepszej kondycji od niego (nie mając w ogóle kondycji). Trudno, półtorej godziny spaceru w deszczu po mokradłach to jeszcze za dużo.
Uwielbiam "podglądaczy". Są ludzie, którzy żyją TYLKO obserwując innych. Siedzi taki za firanką i patrzy. Najśmieszniejsze, że myśli, że nikt go nie widzi. Masakra.
A wracając do spaceru, to było niesamowicie. Mamy na koncie odkryte nowe, niesamowite tereny! Na rzut beretem zaledwie! I pomyśleć, że nie mając psa, nie miałabym pojęcia o tych miejscach!
Kończę kolejną książkę, łykam je chwilowo. Pomysły na książki lęgną mi się i puchną w głowie. Tyle, że... Nie mogę sie przełamać, by znów zacząć pisać. Brak pokory? Lęki?
Weekend był czasem lenia. Jak człowiek szybko obrasta w duchowy i fizyczny tłuszcz, to niewiarygodne. Wystarczy trochę sobie pofolgować, by za chwilę nie chciało się absolutnie nic. Jednak i taki czas jest potrzebny, byle nie przerodził się w tygodnie, miesiące, lata. Bo i tak może się zdarzyć.
Kiedyś pewien pan udowadniał mi, że w drzwiach pierwszy rzut oka na człowieka pozwala mu na poukładanie tego człowieka jak puzzle i za moment WSZYSTKO o nim wie. Dawno nic mnie bardziej nie wzburzyło. Pycha popychana głupotą. Później oczywiście okazało się, że jego układanki są beznadziejne i do podważenia zaledwie dwoma pytaniami. Ludzie często są dla nas takimi, jakimi chcemy ich widzieć. Często doszukując się w nich winy, by własne błędy usprawiedliwić.
By kogoś odzyskać czasami trzeba pozwolić mu odejść. Pozwolić na stratę, nawet na zły wybór. Choć to bardzo boli. Jednak przekonywanie, czy powodowanie wyrzutów sumienia powoduje dokładnie odwrotny skutek. Chęć ucieczki. Oby to zobaczyła...
Teraz do Kościoła, a później resztki oddechu przed betonową rzeczywistością.