Dzisiejsze szaleństwo. Oczywiście musiało padać! Chociaż specjalnie nas to nie zaskakuje, ani nie hamuje.
Gorące dni. Fajerwerczne oszołomy znowu dają o sobie znać. Co oczywiście nie umyka mojemu kudelburkowi.
Od kilku dni mamy serie szczeko - protestów. Nawet chwilami na spacerach. Na szczęście Colinko daje się z tego wyłączać. Dzisiaj byliśmy na spacerku o 5 rano. Jak cudownie i niepowtarzalnie! Ile traci się śpiąc do 12 . Cały teren pokryty był grubą warstwą świeżego śniegu. Robiliśmy pierwsze ślady
. Niezapomniane chwile. A później spaliśmy jeszcze do... No do 12
. W końcu to czas odpoczynku nie? I co z tego, że śniadanie wypadło na 13:30 tuż po zakupach...
Prawo do pospania mieliśmy, bo wieczór wcześniej odwiedził nas pan trener. Odwiedziny bardziej stresujące od kolędy. A propos też ks. Jerzy, znaczy się jednoręki.
Czyli szybko, sprawnie i bez większych emocji. W sumie dobrze, że nie ks. proboszcz. Dla niego dobrze, oczywiście.
Wizyta naszego Pabla przebiegła lepiej niż się spodziewaliśmy. Oczywiście opieprz za opieprzem też był, ale w sumie okazało się, że jest lepiej niż sie spodziewał. Czeka nas jeszcze jedna wizyta domowa, a teraz praca, praca, praca.