Chyba czuję się jakoś mało potrzebna. W sumie, miałam do tego tendencje od zawsze, jednak myślałam, że wyzbyłam się ich już do reszty. Zwyczajnie nie dopuszczam do siebie takich myśli, bo doskonale wiem, że mają one w sobie coś próżnego. Dzisiaj jednak, naprawdę nie potrafię tego odpędzić i w temu uczuciu chyba nie brak pokory. Po prostu jest i siedzi, nie jest wymuszone.
Czuję się dziwnie mała. Potrzebuję by ktokolwiek poświecił mi chociaż jeden dzień totalnej uwagi. Usiadł i z całej siły chciał poznać i zrozumieć to co we mnie siedzi. Żebym mogła wywlec z siebie tę wrażliwość, wszelkie emocje dotyczące egzystencji i rozmyślania, które chodzą mi głowie, a są dla mnie naprawdę znaczące. To wszystko siedzi gdzieś we mnie ciągle, chowam to nacodzień, a używam siebie tylko w najpłytszej postaci. To nie tak, że tego nie lubię- kocham żartować, śmiać sie z głupot i rozmawiać o naprawdę mało ważnych rzeczach. Ale.. teraz naprawdę chciałabym, poczuć czyjąś troskę, zainteresowanie? Nie wiem chyba, jak to nazwać do końca. Chcę by ktoś chciał mnie zgłębiać. Wcale nie mam na myśli płci przeciwnej, jako partnera. Raczej myślę poprostu o człowieku, moim bliźnim.
Ludzie przecież tak bardzo potrzebują siebie nawzajem,a tak bardzo trzymają się od siebie z dala...