zdjęcie studniówkowe, zanim zaczęliśmy baunsować na parkiecie do właściwie większości tego, co leciało, zmęczyliśmy się, nasze włosy się rozczochrały a Mefjó zaczął robić serwetkowego potwora. spóźnione, bo spóźnione, ale jest.
tymczasem mam nadzieję, że śnieg na razie dał sobie już spokój. że pogoda będzie taka jak dzisiaj, a moja ukochana nauczycielka przestanie robić wszystko, żebym miała poprawkę z matematyki. że w końcu będzie ciepło, a niebo będzie niebieskie. tak samo, że tegoroczne matury będą łatwe. że w końcu nadarzy się odpowiednia okazja do zdjęć robienia, i może, może uda mi się umówić z panem, z którym ostatnio zdjęciowanie nie wyszło [tak, mówię o Tobie]. chyba jednak zbyt wiele życzeń nabożnych posiadam, tak mi się zdaje ostatnio.
ostatnio żyje mi się lekko, łatwo i przyjemnie. poza trzema godzinami w tygodniu wszystko wydaje się być dobrze. nareszcie. tyle czekałam, żeby w końcu tak było. może to przychodzi razem z rozkwitem wszystkiego wokół, ten rozkwit egzystencjalny..?
liczba trzynaście nie jest nam w niczym przeszkodą. teraz jest swojego rodzaju wyróżnieniem, prawda? :*
Joe Dassin - Les Champs-Élysées