życie nauczyło mnie doceniać to , co dostałam , bo choć dzisiaj mam wszystko , wczoraj nie miałam nic . wierzę w przeznaczenie i wiem , że każdy dzień jest lekcją . lekcją pokory , miłości i zaufania . tzymam moje szczęście w stalowym uścisku dłoni, już nigdy więcej nie pozwolę mu uciec . myślałam , że wiem już wszystko , ale dzisiaj telewizyjna pani zapytała , czy nauczymy nasze dzieci wiary w Boga . i wtedy zamarłam . bo czy chcę nauczyć moje dziecko wierzyć w istnienie siły, która jest miłosierdziem , nadzieją , dobrem w najczystszej postaci , kiedy sama przestaję w to wierzyć ? o takim Bogu uczą nas rodzice , takiego mamy trzymać go w sercach, do takiego się modlić , ale co jeśli prawda jest inna ? Dlaczego Bóg miałby być dobry , skoro w męczarniach odchodzą dzieci naznaczone chorobą i cierpieniem ? Gdzie jest nasz Bóg , kiedy kolejna matka odsuwa jedzenie od ust , by nakarmić dziecko ostatnim kawałkiem chleba ? Gdzie jest Bóg , kiedy zagryzając wargi do krwi błagamy o pomoc ? Mój Bóg jest miłością , trzymam go głęboko w sercu i to jemu ślę nocne modlitwy . To tego Boga pozna moje dziecko . Jest moją własną definicją , tak mało kościelną , tak mało katolicką, ale tak prawdziwą i choć zabrudzoną , jedyną jaką chcę znać .