Ledwo odczuwalny ból.
Rozdarcie niewidoczne.
Pustka, której nie ma.
Ślad w duszy nakazujący iść w stronę ronda.
Początek i koniec, nieskończona ciągłość bycia i niebycia.
Pojść i skończyć z tym. Witając się ze samą sobą przez próg letniej nieobecności.
I oswajać na nowo. Warto?