Niby już było dobrze. Niby już polubiłam dietę. Niby zaprzyjaźniłam się z głodem, polubiłam jego obecność i nie chciałam się z nim rozstawać. A jednak coś we mnie pękło.. Zaczęło się normalnie, dwie kromki grahama z chudą szynką, 3 wafle ryżowe.. a potem domowy hamburger ( zwykła bułka i mięso z biedronki), tabliczka czekolady, płatki z mlekiem, kanapki z almette..
Wystarczyło stanąć w lustrze. Zobaczyć, jak beznadziejnie wyglądam w stroju kąpielowym.. i we wszystkim innym też.
Chyba jestem najsłabszą dziewczyną na świecie. ehh.. Nawyzywajcie mnie, powytykajcie moją beznadziejność, p o m ó ż c i e