Jestem jedną z tych osób, która jest skazana na Wieczny-Emocjonalny-Meksyk.
Najważniejszy wieczór, w moim dorosłym już życiu, okazał się być jednym z tych beznadziejnych, którego wspomnienia zalane są wódką i łzami.
Najważniejsza osoba zawiodła i uciekła zostawiając za sobą syf.
Dziewczyna (od 4 minut już kobieta), siostra (do niedawna), zostawiła mnie jakiś czas temu na lodzie, z masą jej brudów naokoło mnie.
Jej nietykalność właśnie się kończy. Nawet nie wiem czego mogłabym jej życzyć w dniu urodzin : "ej, Maleńka! Przestań się szmacić."? No dobra... Mamy XXI wiek i obracanie trzech chłopaków na jednej imprezie, to całkiem normalna rzecz, huh?
Przyszło mi patrzeć jak cudownie mój były chłopak traktuje swoją nową dziewczynę. Zazdrościłam. Właśnie tak chciałam być taktowana, jak ona tego wieczora. Finalnie i tak tego nie docenia,ale ja widząc jak wielka zmiana w Nim zaszła, ile pracy włożył w naprostowanie swoich kretyńskich zachowań, chapeau bas...
Nawet tego nie czytam, nie prostuję, nie poprawiam, nie dbam o przecinki.
Czy to czyni mnie autentyczną?