Czasami gdy życie zaczyna się komplikować, dostrzegamy piękno w rzeczach prostych.
Mam mały burdel do uprzątnięcia (i tym razem nie mówię o swoim pokoju ;D ), bo kilka rzeczy stało się za szybko i całkowicie niespodziewanie. Jestem w połowie labiryntu. Ukojenie dają mi zachody słońca, które są teraz niestety za wcześnie, zwykły kubek herbaty gdy siedzę pod kocem i czytam kolejną rzecz zupełnie nie związaną ze studiami, nawet wrzaski taty budzonego rano gdy muszę wyjść.
Kamień spadł mi z serca. Mimo tych wszystkich schodów, które sama przed sobą postawiłam. Mimo strachu, bo muszę wybrać czy poświęcić siebie by nie narobić sobie wrogów czy walczyć o swoje wbrew ludziom. Myślę, że najwyższy czas i dokonałam wyboru. Zbyt długo za cenę świętego spokoju oddawałam własne szczęście. Gorzej, że chyba nikt mnie jeszcze nie nienawidził i nie wiem jak to zniosę.
Ale czuję całkowity spokój...