a przez najbliższy czas
pewnie będą zdjęcia 'pro' katolickie,
a później mych miłości.;)
życie zaczyna być jak marylin monroe.
na początku jest pięknie.
a teraz puchnie, brzydnie jak m.m.
po zażyciu tych wszystkich pigułek.
jeśli nadal będzie gorąco, to
wystarczy chwila i zacznie śmierdzieć.
okropnie śmierdzieć.
nie będzie można z nim wytrzymać.
jedyne, do czego będzie się
dążyć, to jak najszybciej się go pozbyć.
ale to będzie niemożliwe.
bo nawet marylin, kiedy zgnije
nie umie być piękna.
i nikt nie chce jej dotykać.
innym rozwiązaniem może być
ucieczka. ale przecież nikt nie
zostawi małej ślicznotki samej.
nawet kiedy jest martwa.
więc będzie się z nią siedzieć.
i oddychać zatrutym przez nią powietrzem.
tylko, że ja chcę do mojej marylin monroe.
co do oddychania używanym powietrzem.
tak.
zupełnie poważnie mówię, że
mi to przeszkadza.
za każdym razem, kiedy przemierza
moje drogi oddechowe czuję się
jak tania dziwka.
każdy może mieć kawałek mnie.
i każdy mnie ma.
niezależnie nawet czy on sam tego chce.
przecież ono jest moje.
i nie chcę go nikomu dawać.
nie chcę nikomu dawać siebie
przez powietrze.
a wy wszyscy mnie
z niego okradacie.
pe.es.
kwiatki wcale nie świadczą
o pozytywnym nastroju.
bo on jest jakiś dziwny.
nawet nie wystarczy popatrzeć mi
w oczy, żeby wiedzieć, jaki jest.
zazwyczaj wszystko było jasne.
zielone-wyśmienicie.
szare-jest dobrze.
niebieskie-spłakana.
dziś lewe jest przerażająco niebieskie,
a prawe okrutnie zielone.
jedyna wspólna cecha.?
źrenica w żółtej ramce.
pe.es.
w ostatniej chwili
mówię, że potrzebuję pomocy.
pe.es.
wiem. opierdalam się,
jeśli chodzi o komentarze.
ale nic miłego nie umiem napisać.