W gabinecie w swym mrocznym domu na krawędzi Czasu Śmierć przyglądał się drewnianej skrzynce.
MOŻE POWINIENEM SPRÓBOWAĆ JESZCZE RAZ, powiedział.
Schylił się, podniósł czarnego kociaka, pogłaskał go po głowie, po czym włożył do skrzynki i zamknął wielko.
KOT ZDECHNIE, KIEDY SKOŃCZY SIĘ POWIETRZE?
- Pewnie tak, panie - zgodził się Albert, jego kamerdyner. - Ale chyba nie o to chodzi. Jeżeli dobrze zrozumiałem, nie wiadomo, czy kot jest żywy, czy martwy, dopóki się do niego nie zajrzy.
MARNIE WYGLĄDAŁYBY SPRAWY, ALBERCIE GDYBYM NIE WIEDZIAŁ, CZY COŚ JEST ŻYWE, CZY MARTWE, DOPÓKI BYM NIE POSZEDŁ DO TEGO I POPATRZYŁ.
- Hm... Według teorii, panie, to akt patrzenia określa, czy jest żywy, czy nie.
Śmierć wydawał się urażony.
CZYŻBYŚ SUGEROWAŁ, ALBERCIE, ŻE ZABIJĘ KOTA SAMYM SPOJRZENIEM?
- To nie całkiem tak, panie.
ZNACZY, NIE ROBIĘ PRZECIEŻ MIN ANI NIC.
- Szczerze panu wyznam, że moim zdaniem nawet magowie nie całkiem rozumieją tę historię z nieoznaczonością.
Śmierć otworzył skrzynkę i wyjął kotka. Zwierzak patrzył na niego z obląkanym zdumieniem, normalnym u wszystkich kociąt.
NIE POPIERAM OKRUCIEŃSTWA WOBEC KOTÓW, oświadczył Śmierć i postawił zwierzaka na podłodze.
(Terry Pratchett "Ostatni bohater")