Polecam czytać wpis słuchając utworu z linku na samym dole.
Pozostało mi teraz tylko iść przed siebie.
Lecz zanim to zrobiłem, kolejny mieszkaniec mojej głowy musiał mieć mi coś do przekazania. A ma on nader często, lecz zawsze jest to tylko jedna prośba, potem błagania, a czasem sukinsyn ucieknie do szantażu.
"Sięgnij do kieszeni, wyciągnij paczkę Marlboro White Mint, wyciągnij jednego papierosa, włóż go do ust i zapal. Teraz, zrób to, jest na to okazja, to Ci pomoże, tak będzie lepiej, uspokoisz się, będzie Ci przyjemnie." Zawsze te same argumenty, stare kłamstwa i zapewnienia na które zawsze daję się nabrać. Zawsze się znajdzie powód, wymówka dlaczego tak postąpiłem. Nałóg to naprawdę wkurwiający gość, nigdy nie daje mi spokoju i jest jak pryszcz na tyłku całego świata. Nikt go nie potrzebuje, a i tak miliony z nim żyją. Jak nie w nikotynowej postaci, to alkoholowej, narkotykowej, kofeinowej.
On jest wszędzie i w każdym, cholerna sprzedajna dziwka.
Po zapaleniu papierosa zacząłem iść dalej, nie zważając na humory deszczu, który raz padał lekko, by zaraz potem uderzyć tak, że nie potrzebowałbym już dzisiaj iść pod prysznic. Żałowałem, że nie noszę w moim płaszczu mydła, przydałoby się teraz napewno. Zastanawia mnie tylko reakcja ludzi na jakiegoś kretyna, który w środku nocy na ulicy rozbiera się i myje w kałuży i deszczu. Nie, to nie plan na trzeźwego mnie. Choć byłoby to ciekawe, napewno inne od krzyków i śmiechów pijanych ludzi, debili okładających siebie nawzajem czy zombie, którzy są już w takim stanie upojenia, że nie wiedzą gdzie jest przód a gdzie tył. Widzę, że policja tej nocy będzie miała naprawdę pełne ręce roboty.
A ja powinienem zacząć myśleć o czymś bardziej poważnym.
Bardzo lubiłem wracać na piechotę, niżeli używać ciągle autobusów czy tramwajów. Pewnie bierze się to z mojego zamiłowania do samej nocnej pory dnia, oglądania zasypiających przedmieść i wiecznie żywego centrum. Przyglądania się kontrastom, obserwowania co raz to bardziej pustych ulic. Lub mojego ulubionego poczucia, że jestem w całym mieście całkowicie sam i nie ma nikogo innego.
Drogę do miejsca gdzie mieszkam zawsze umila mi most, który nie jest prawie w ogóle oświetlony, więc klimat wzrasta. Czasem dla niektórych nawet strach, bo przecież nie wiadomo co Cię spotka po drodze... prawda? Kto będzie czekał na Twoją nieuwagę, na Twój błąd, naiwność, fałszywe poczucie bezpieczeństwa?
Od lat mnie tu nic nie spotkało i pewnie długo jeszcze nic nie zamierza.
Ta pewność siebie mnie zgubi.
Albo może już zgubiła, a ja tego nie zauważyłem? Człowiek jest ślepy na swoje błędy i rzadko sam je dostrzeże, chyba że ktoś mu w tym pomoże. Żyjemy więc w brudzie i kopiemy sobie sami dół, który nas w końcu pogrzebie i tylko cud będzie w stanie nam wtedy pomóc. Ale w sumie... ten nasz wyścig do autodestrukcji jest jednak przyjemny, czyż nie? Żyć samymi przyjemnościami, używać wszystkiego czego się da, byleby sobie poprawić humor, nie ważne czy kosztem innych, prawda? Jeżeli mi coś sprawia przyjemność i mam nad tym "kontrolę", to będę to robił tak długo jak mi się podoba, co nie?
Wymówki, wszędzie wymówki. I tak zdechniecie prędzej czy później, żadne tłumaczenie nie jest tu potrzebne, a każdy ich wysłuchiwanie sprawia, że chcę wyciąć sobie narządy słuchu.
Ludzkość budowana na głupocie i hipokryzji. Bo każdy z nas nim jest, nie oszukujmy się.
I ja i Ty.
Otworzyłem drzwi wejściowe do wieżowca i przechodząc przez korytarz, wszedłem do windy.
Lustro i moje odbicie, ja wpatrywałem się w nie długo i ono we mnie. Miałem jednak dziwne przeczucie, jakby obraz na nim, mój wygląd, twarz zmieniała się powoli, deformowała, ciemniała. Bo kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na Ciebie, co nie? Wiedziałem, że z moją głową jest coś nie tak, ale żeby zaraz przenosić się też na wzrok? Nie przesadzajmy, lepiej będzie jak po prostu wrócę i się prześpię.
Gdy winda dojechała na moje piętro, skierowałem się do swojego mieszkania. Światła znów nie działały, do czego jestem przyzwyczajony, cholerna dozorczyni jak zawsze popisała się klasą i kunsztem swojej pracy. Podszedłem do moich drzwi zdenerwowany i wyciągnąłem klucze z kieszeni. Włożyłem jeden do zamka i przekręcając w lewo dwa razy, otworzyłem go. Gdy znalazłem się w swoim azylu, zamknąłem za sobą drzwi.
Jak dobrze być w końcu u siebie.
Inni użytkownicy: jaworznianin33bagsiofkurwniewiemconapisactulola011094dosaowika2115darek609lamagorenwmoiw
Inni zdjęcia: rapowe katharsis swiatowatpliwosci1465 akcentova:) dorcia2700Wędrowcy elmarB. chasienkaJA I MOTYL *RUSAŁKA PAWIK* _1 xavekittyx487 mzmzmz#1009. niepoprawnaegoistka:) dorcia2700bghghyghj fkurw