jest tu taka dupeczka , Justyna . <3 Jej fotoblog.pl ;* - http://www.photoblog.pl/irindescent
bardzo dziękuje za udostępnienie tego prześlicznego zdj . ;D ;*
jeśli ktoś chcę coś nadesłać to na pocztę - [email protected] ;* będę wdzięczna . ;D
a teraz opowiadanko . ;)
- Bracie! krzyknęła Ocalea, coraz bardziej podenerwowana. Kazałeś mi na siebie czekać. Mamusia specjalnie zatrzymała tych cudaków, a ty& jesteś niedobry.
Mars, widząc, że siostra jest coraz bliżej wybuchu płaczu, uśmiechnął się do niej i kładąc jej rękę na ramieniu, szepnął coś na ucho. Słowa te musiały być niesione wielką obietnicą, gdyż na jej twarzy po raz pierwszy pojawił się uśmiech.
- Zgadzam się powiedziała, kiwając potakująco głową, poczym zwróciła się do Rony Czekaj na nas na dziedzińcu.
Wiatr wzmagał się coraz bardziej, jednak Ocalę tak wciągnęła zabawa z bratem, że nie pomyślała nawet, by zaprosić Ronę do środka powozu. Zimny wiatr targał jej długie, rozpuszczone włosy i otaczał jej wątłe ciało. Słyszała jego świst między konarami drzew, które już dawno zgubiły swoje liście i wyglądały teraz jak upiory z jej najgorszych koszmarów sennych. Skuliwszy się i objąwszy ramionami, próbowała nie myśleć o tym, co może kryć się miedzy nimi.
- Widzę, że zmarzłaś Rona uniosła zdziwione spojrzenie i zobaczyła Marsa, wychylającego się przez niewielki otwór w ścianie powozu.
- Nie odpowiedziała, chociaż zgrzytanie jej zębów mówiło, co innego. Mars zaśmiał się, ukazując rządy zębów.
-Kłamiesz
Rona pokręciła głową.
- Chcesz wejść do środka? zapytał. Ocalea zasnęła.
Tym razem odpowiedziała mu cisza.
- To wejdź zawołał na woźnicę, by ten zatrzymał konie i otwierając drzwi powozu, wpuścił ją do środka. Ciepłe powietrze rzuciło się na nią jak wygłodniały zwierz. Zacierając skostniałe dłonie, usiadła obok niego, gdyż równoległe siedzenie zajmowała śpiąca Ocalea. Rona spojrzała na nią niepewnie, nie wiedząc czego może się po niej spodziewać. Nie jeden raz wystawiała ją na pośmiewisko.
- Czy nie lepiej? zapytał Mars, przyglądając jej się. To spojrzenie sprawiło, że jej twarz oblała się szkarłatem, lecz miała nadzieję, że chłopak przyjmie to jako odpowiedź organizmu na zmianę temperatur.
- Lepiej odpowiedziała, spuszczając wzrok. Oparłszy łokieć na podłokietniku, wyjrzała przez okienko. W ciemnym lesie tylko wilcze oczy świeciły prawdziwym światłem. Nawet księżyc w pełni nie mógłby ich zastąpić. Pierwszy raz zobaczyła je, gdy rozzłoszczona Ocalea wysłała ją w nocy po dzban jagód. Choć nawet królowa, która dla swej córki zrobiłaby wszystko, tym razem prosiła ją o zmianę zdania, księżniczka pozostała niewzruszona. Rona, uzbrojona jedynie w gliniany dzban, wywieziona przez dworskich strażników do lasu, czuła, że śmierć jest blisko. Zdarzenie to miało miejsce kilka miesięcy temu, kiedy to nie pozostawiona przez matkę w zamku czuła się niezwykle zagubiona i samotna. Noc była podobna do tej, która nastała obecnie. Idąc leśną ścieżką nie mogła dostrzec niczego. Chociaż zdawała sobie sprawę, że w gęstwinie mroku nie znalazłaby nigdy żadnej jagody, bała się gniewu Ocaleli. Przez ten krótki okres zdołała odczuć go na własnej skórze już kilkadziesiąt razy. Promienie księżyca prześwitywały przez gęste konary drzew, lecz te oczy zauważyła od razu. Nie potrafiła oprzeć się ich blaskowi. I choć nie od pierwszego wejrzenia spostrzegła z czym ma do czynienia, pragnęła spojrzeć na to z bliska. Dotknąć i poczuć piękno, które je otaczało. Położywszy ostrożnie dzbanek na leśnym runie, krok po kroku, zbliżała się do stwora. Wyciągnąwszy przed siebie jedną rękę, uśmiechnęła się lekko, chcąc dodać sobie odwagi. Lecz gdy tylko znalazła się dwa kroki od stwora, białe kły i wycie przecięły powietrze. Takiego dźwięku nie słyszała nigdy przedtem. Przestraszona upadła na ziemię i cofając się szybko, próbowała nie krzyczeć. Zwierz biegł się za nią, podążając jak cień. Była dla niego tylko kolejną ofiarę, którą mógłby rozszarpać. Wiatr poruszał konarami drzew, a ciemne chmury zakryły księżyc. Przymknięte oczy zwierza odcinały jedyne światło. Ten blask na zawsze pozostał jej w pamięci. Nazajutrz znaleziono ją zemdloną, z dzbankiem pełnym jagód. Nigdy nie zwierzyła się nikomu. Zdarzenie to, zachowała tylko dla siebie. Było ono czymś, co wyróżniało ją z tłumu innych ludzi. Jej tajemnicą& .
Mars pomachał jej ręką przed oczami.
- Żyjesz? zapytał. Szybko zamrugała powiekami i rozglądając się niepewnie po powozie, utkwiła swoje spojrzenie w śpiącej Ocaleli.
- Tak, przepraszam odparła.
- W porządku, jednak powinnaś zabawiać mnie rozmową. Nie po to zaprosiłem cię do powozu, byś spała.
- Rozumiem powiedziała, chociaż nie rozumiała wiele. Dobrze pamiętała jak matka wpajała jej, że to mężczyzna powinien zabawiać kobietę rozmową. Mars pokręcił przecząco głową.
-Wydaje mi się, że nic nie rozumiesz.
Rona westchnęła i zebrawszy się w sobie, powiedziała.
- Moja matka, nim oddała mnie& - przerwała szukając odpowiedniejszego słowa niż niewola do zamku, mówiła, że mężczyzna powinien zaczynać rozmowę i zabawiać kobietę. To on musi pierwszy do niej podejść, ukłonić się, przedstawić. Mama mówiła też, że kiedyś mężczyźni całowali kobiety w dłonie. Ja roześmiałabym się chyba mu w twarz. Ale nie dlatego, że bym go nie lubiła. Po prostu śmieszyłoby mnie to. Ale jeżeli ten, który by to zrobił, był tym jedynym, zniosłabym to.
Mars przez chwilę wpatrywał się w nią, nie wiedząc, co powiedzieć. Oczekiwał innej odpowiedzi. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, poderwał jej dłoń w górę i przycisnął wargi do zewnętrznej jej strony. Rona spojrzała na niego zdziwiona i szybko zabrała rękę. Wtuliła się w siedzenie i zamknąwszy oczy, chciała zniknąć.
- Nie roześmiałaś się powiedział. Rona pokręciła głową. Oddychała szybko, nie mogąc złapać oddechu. Przypominało jej to trochę wyglądanie przez lufcik w zachodniej wierzy.
- Dlaczego się nie roześmiałaś? prawie krzyknął spanikowany.
- Ja& zaskoczył mnie książę odpowiedziała, wpatrując się w swoje bose stopy, pokaleczone przez niezliczone kamienie i igły drzew.