http://www.youtube.com/watch?v=nHEhW0GaUdQ
Witam Was Kochani . ;*
Wiem , że nie ma mnie zbyt częto . Przepraszam .
nie miałam zadnego pomyśłu ma opowiadanie o miłości narkomanów , postaram się coś wymyślic , ale nie obiecuje . Dodaje tutaj inne opowiadnie . ;* ;))
Już w wieku dwunastu lat myślała, że cały świat sprzeciwił się przeciwko niej. Zamknięta w czterech ścianach, nie potrafiła myśleć o niczym innym. Od prawie roku nie widziała słońca. Chcąc zaczerpnąć powietrza, wspinała się na skrzynię, która stała pod lufcikiem, które niczym nie przypominało okna i stając na palcach, wyciągała szyję, by chociaż nos mógł wchłonąć życiodajny tlen. Zachodnia wieża w zamku Anelim od zawsze przypominała plac zabaw, którego główną atrakcją była ona. Mała, chuda, niepozorna, brązowowłosa dziewczynka. Przestraszona nie potrafiła przeciwstawić się naciskaniom ze strony księżniczki Ocaleli i księcia Marsa, dla których była tylko zabawką podarowaną na dziesiąte urodziny księżniczki. Obelgi i poniżanie weszło już w nawyk i po pewnym czasie przestało jej przeszkadzać. Gdy zostawała sama w zachodniej wieży lub porzucona tkwiła wśród innych więźniów w lochu, snuła marzenia o wolności, która mimo grubego muru i tysięcy straży, była przecież na wyciągnięcie ręki. Potrzebowała jedynie planu i życzliwości kogoś z zewnątrz. Jednak dni mijały, a nikt życzliwy się nie pojawiał. W jej maleńkim, coraz bardziej zmęczonym ciele brakowało już energii do czegokolwiek. Jej łóżkiem była niewielka skrzynia, która przyprawiała ją o ataki strachu lub siano w lochu wśród szczurów. Zastanawiała się, co porabiają dziewczynki w jej wieku. Co ona mogłaby robić, gdyby jej matka nie była aż tak okrutna, by oddać ją za kilka miedziaków w ręce piekielnej księżniczki. Czy zdawała sobie wtedy sprawę z tego jaki los czeka jej córkę? Czy oznaczało to, że jej nie kochała? A może myślała, że w zamku będzie jej lepiej. Jakkolwiek myślała, przeliczyła się bardzo. Nie było jej tu lepiej niż gdyby musiała żebrać pod jedną z bram, prowadzących do miasta. Dla księżniczki Ocaleli i księcia Marsa była tylko zabawką. Uwielbiali ją bić, popychać lub po prostu psocić i całą winę zwalać na jej słabe barki, na które w tak młodym wieku spadło olbrzymie brzemię.
Dzień, w którym przyszło ocalenie nie zapowiadał się wcale lepiej od poprzednich. Rona siedziała na snopku siana w stajni, gdzie spędziła noc po tym jak jedna ze służących znalazła w jej włosach wesz. Najpierw polali jej głowę zimną wodą z mydłem, by później trzeć potargane włosy drewnianą łapką, która i tak na niewiele się zdała. Gdy uświadomili sobie, że wszystkie zabiegi nic nie wskórały, królowa, która najbardziej dbała o to, aby w jej pałacu nie szerzyły się żadne choroby, kazała wygnać ją do stajni, aby tam gniła, zjadana przez własne robactwo.
Rona podrapała się po głowie i westchnęła. Była pewna, że jej włosy pozbawione są insektów, których doszukiwali się służący. Nagle, jakby znikąd, obok niej pojawiła się szara postać Gertrudy. Emerytowanej nauczycielki książąt, która traktowała Ronę jak najgorszego psa i krzywiła się zawsze, gdy tylko przechodziła obok niej, jakby poczuła najgorszy smród w swoim życiu.
-Wstawaj!- nakazała i chwytając ją za nadgarstek pociągnęła do góry- księżniczka wybiera się do cyrku.
Rona popatrzyła na nią nieobecnym wzrokiem. Nie rozumiała nic, co kobieta do niej mówiła. Czy to nie aby ona jeszcze wczoraj gotowa była odciąć jej głowę?
- Co się wpatrujesz jak ciele w malowane wrota? Księżniczka żąda, abyś jej towarzyszyła. Nie chcę nic mówić, ale gdybym to ja była jej matką, już dawno by cię tutaj nie było. Uwierz mi, że Anelim jest na tyle cywilizowanym miastem, aby nie szerzył się w nim taki plebs jak ty z wysoko uniesioną głową, przymknęła na chwilę oczy, jakby chciała dać upust emocjom, które przez ostatnią minutę zapanowały nad jej umysłem.
- Rozumiem odpowiedziała Rona i nieśmiało uniosła spojrzenie, na co ciężka ręka kobiety spoczęła na jej policzku, powalając dziewczynę na mokre podłoże, pokryte końskim łajnem.
- Nigdy nie próbuj podnosić spojrzenia w mojej obecności wysyczała Gertruda przez zaciśnięte zęby. Nigdy dodała , poczym lekkim kopnięciem dała jej znak, że powinna już wstać i nie użalać się nad sobą, gdyż dobrze wie, że zasłużyła sobie na wszystko to, co ją spotyka. Rona przez chwilę łapała powietrze. Miała wrażenie, że się dusi. Charczała, pluła, lecz nic sensownego z jej ust się nie wydostało. Kobieta wybuchła przeciągłym śmiechem, przykładając obie ręce do serca.
- Jakaś ty głupia powiedziała z odrazą w głosie. Gdzieś niedaleko któryś z koni zarżał, jakby przyznając jej rację. Rona dźwignęła się na rękach i uklęknąwszy, podniosła się. Przez chwilę miała wrażenie, że się przewróci, gdyż cała podłoga wirowała pod jej nogami, co przyprawiało ją o mdłości, lecz dzielnie to wytrzymała. Tym razem nie zebrała się na odwagę, by podnieść wzrok. Złożywszy ręce w młynek, pospiesznie wyminęła kobietę i oglądając swoje nagie stopy, ruszyła ku wrotom stajni.
- Jesteś, głupia! krzyknęła zniecierpliwiona Ocalea, gdy tylko Rona pojawiła się w zachodniej wieży. Gertruda oddała ją w ręce służących, którzy doszczętnie wymyli jej brudną skórę i dali nowe ubranie. Po sprawdzeniu włosów, okazało się, że po wszach nie było już ani śladu. Wiadomość ta nie tylko zasmuciła Ronę, lecz wtrąciła wręcz w czarną rozpacz. Wszy były jej przepustką do spokoju, ponieważ Ocaleli nigdy nie pozwolono by bawić się z zawszoną dziewczyną. Jej głowa była zbyt szlachetna, by chociaż jeden paproch mógł na niej spocząć. Tuż za Roną pojawił się Mars. Wyglądał przystojnie i dostojnie jak zwykle. Na jego widok serce Rony zabiło mocniej i szybciej. Chociaż nigdy nie przyznała przed sobą, że go kocha, nigdy też nie stwierdziła, że go nienawidzi. Przechodząc obok rzucił jej pogardliwy uśmiech i wolnym krokiem stawił się obok siostry. Ubrany był w białą koszulę, nonszalancko opadającą na czarne spodnie, który prawie całkowicie przyległy do jego nóg.