To było wieczorem. Około w pół do jedenastej. W ciemnej, osnutej mgłą uliczce w centrum miasta... Wiecie, takiej rodem z thrillerów, czy innych horrorów, co to w nich nigdy nikogo nie spotkasz, słychać tylko tupanie szczurów, posykiwanie gorącej pary wydobywającej się ze studzienek i sporadycznie jakieś przeraźliwe damskie krzyki.
Szedł spokojnym, choć chwiejnym krokiem, wracał z imprezki u kumpla. Szedł i zastanawiał się nad jednym: dlaczego ta ulica tak się chwieje? Wciąż jednak, choć myślał bardzo intensywnie, nie mógł uzyskać odpowiedzi. I gdy tak szedł, starając się nie mieć bliskiego spotkania z ziemią, a uwierzcie mi nie było to tak banalne w jego stanie, usłyszał jakieś dźwięki.
- Szczur - pomyślał. Wytężył wzrok, ale szczura nie zobaczył.
cdn.