Nie wiem co pisać. Gadam głupoty.
Proszę niech pada deszcz! Nie cierpię upałów. Chociaż nie, wieczorami niech pada a w ciągu dnia niech świeci słońce (na treningi ^^). Nie chce mi się zmieniać siebie a tymbardziej życia. Wiem co powiecie: "to nie zmieniaj." Ah, tak trudno mnie zrozumieć, że już sama siebie nie rozumiem... Błądze bezustannie w wielkim labiryncie nazwanym życiem. Ale może tak jest dobrze... Jestem za bardzo zmęczona by myśleć o czymkolwiek... Ale dobrze mi tak, przynajmniej mam mniej czasu na martwienie się i użalanie nad sobą. Tylko wieczorami nadchodzą takie momenty gdy siedzę, patrzę w jeden puntk i zastanawiam się nad swoim życiem... Po chwili zaczynam się śmiać (to chore...). Nie wiem jaki sens pisać tu cokolwiek. I tak nikt tego nie czyta ale dobra. Nikt mi też nie umie pomóc. Wiele osób stara się mnie pocieszyć ale im nie wychodzi... Ale dziękuje za starania. Byłam, a przynajmniej starałam się ostatnio być uśmiechnięta i wgl, ale coś mi to nie przychodzi tak łatwo jak myślałam. Teraz wszystko wraca, z podowjoną siłą. Śmierć prababci, rozstanie. Wczoraj minęły już 4 lata odkąd mój wuja nie żyje... No i nie daje sobie powoli rady ale i tak jest już lepiej niż wtedy...
" (...) Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłosci
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą."
~ks. Jan Twardowski