Nigdy więcej nie dam się namówić na coś takiego, nigdy. Ale może cofnijmy się o parę miesięcy:
- Kochanie, musisz wyjechać.
Usłyszałam siedząc przy stole po długiej ciszy. Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać.
- Tutaj jest mi bardzo dobrze. - odparłam z premedytacją, ale ojciec ciągle tylko kiwał głową.
- Musisz wyjechać do matki, do większego miasta. Tutaj, w Kołobrzegu nie ma dla ciebie perspektyw. Zobaczysz, szybko oswoisz się z nowym otoczeniem.
- Nie byłabym tego taka pewna - burknęłam i szybko opuściłam jadalnię.
Od zawsze, czyli od szesnastu lat mieszkałam w Kołobrzegu. Było to dla mnie wyjątkowe, magiczne miasto. Takie tylko moje. Kochałam tutejszych ludzi i ich obyczaje. W sumie spędziłam tu najpiękniejsze lata mojego życia czyli wczesne dzieciństwo, potem nie było już tak kolorowo.
Rodzice rozwiedli się kiedy miałam 8 lat. Było to dla mnie szczególnie bolesne przeżycie. Dlaczego rodzice się rozwiedli? Moja mama była alkoholikiem. Podkreślam BYŁA, ponieważ po przeprowadzce do Warszawy jakoś ułożyła sobie życie, znalazła pracę i wyszła z nałogu. Dlatego zamieszkałam z tatą. Rodzeństwa nie miałam, wiem, że rodzice nawet nie planowali mieć dzieci. Ja byłam po prostu wpadką. W końcu kto normalny zachodzi w ciążę w wieku siedemnastu lat?
Mój ojciec zawsze trzymał mnie krótko. Miałam wyznaczone zasady, których musiałam przestrzegać, bo jeśli nie - zawsze czekała na mnie jakaś sroga kara. Dlatego byłam grzecznym dzieckiem, a później nastolatką. Tata nigdy nie był wzywany do szkoły, miałam bardzo dobre oceny, nawet teraz, gdy ukończyłam gimnazjum udało mi się zdobyć stypendium. Znajomych miałam niewielu. Miałam tylko jedną przyjaciółkę Monikę, z którą poznałam się już w podstawówce. Była taka sama jak ja i jakoś potrafiłyśmy się dogadać. Nie lubiłam zbytnio kontaktu z ludźmi, więc samotne weekendowe wieczory jakoś nie były dla mnie wielką udręką.
Uwielbiałam za to chodzić nad morze. To była dla mnie swego rodzaju codzienność, taki codzienny rytuał. Tam siadałam na piasku i rozmyślałam nad swoją przyszłością. Strasznie mi tego potem brakowało.
W dzień wyjazdu byłam w podłym nastroju, nie miałam ochoty nic jeść, człapałam po domu jak zombie. Nic dziwnego, czekała mnie długa podróż do zupełnie nieznanego, dużego miasta.
W samochodzie niewiele rozmawiałam z tatą. Przez całą podróż zastanawiałam się, co zrobiłam nie tak, czy to była jakaś kolejna jego kara.
- Tatuś, czym ja sobie na to zasłużyłam? - zapytałam wciąż spuszczając smutny wzrok.
- Kochanie, to nie jest kara, tylko nagroda - oznajmił kierowca - Pójdziesz tam do nowego liceum, poznasz nowych ludzi, otworzą się przed tobą szersze horyzonty. A wiem, że masz talent, będziesz świetnym chirurgiem. Zobaczysz, jeszcze będziesz miała swój program w telewizji.
- Nie wątpliwe - zaśmiałam się głośno odpowiadając na żart taty - Ale będzie mi tak strasznie brakowało domu i ciebie.
- Teraz Warszawa będzie twoim nowym domem - szepnął i wyczułam, że zakończył tą dyskusję.
Przez resztę drogi siedzieliśmy w ciszy, gdzieś tam tylko pobrzękiwało stare radio.
- No i jesteśmy na miejscu - powiedział tata wychodząc z samochodu. Podszedł do mnie, by otworzyć mi drzwi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielki bilboard reklamujący prezerwatywy. Nie ma co, dobra promocja dla miasta.
- Milenka, ja też za tobą będę strasznie tęsknił - utulił mnie na pożegnanie, uronił jedną łzę i odjechał. Super, zostawił mnie samą przed blokiem na dzielnicy Ursynów. Okolica była brzydka, jakieś szare, obskurne bloki, mało zieleni. Już zaczynałam tęsknić za swoim nadmorskim miasteczkiem.
W smsie od mamy miałam napisane że mieszka na parterze, w mieszkaniu numer 2. To mnie od razu ucieszyło, przynajmniej nie musiałam wchodzić dużo po schodach. Zapukałam do drzwi. Zaczęła się nerwówka, w sumie nawet nie wiem kiedy ręce zaczęły mi się pocić. W końcu usłyszałam kroki mamy podążające w moim kierunku. W końcu ją ujrzałam- szczupła farbowana blondynka o wielkim biuście. Od razu rzuciła mi się na szyję, zawsze podchodziła do wszystkiego bardzo emocjonalnie. Jedyne co mi się nie spodobało to zapach papierosów na jej włosach, nienawidziłam go. Weszłyśmy w głąb mieszkania. Było całkiem przeciętne, mogłabym nawet stwierdzić, że trochę ubogie.
- Wiem, że nie jest tu tak pięknie jak w domu. Mieszkam tu tylko z Robertem i takie warunki nam wystarczają.
-ROBERTEM?!- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia - Jakim znowu Robertem?
- No moim nowym facetem, teraz jest akurat w pracy ale wieczorem go poznasz. - uspokoiła mnie mama odpalając kolejnego papierosa. - A taki zjeżdżając na inny tor, został ci tylko tydzień wakacji. Powinnaś go dobrze wykorzystać i już nawet jutro złożyć papiery do tego swojego liceum.
- Tak wiem mamo - powiedziałam nieco oschle, co zbiło ją z tropu. Opuściłam kuchnię i poszłam do swojego nowego pokoju. Był malutki, miał białe, czyste, sterylne ściany. Mieściło się w nim tylko łóżko, szafa i jakieś tam biurko. Westchnęłam ciężko. No nic, musiałam być silna.
- Wszystko będzie dobrze - powtarzałam sobie w myślach.
Wieczorem mama na siłę wyganiała mnie z domu. Nie lubiłam nigdzie wychodzić, przeważnie wieczory spędzałam z laptopem na kolanach, ale dałam się namówić.
Jak na lato na polu było całkiem chłodno, dlatego ubrałam cieplejszą bluzę. Właściwie nawet nie wiedziałam gdzie szłam. Moim priorytetem było się nie zgubić.
Mijałam wielu różnych ludzi. Wysokich, niskich, grubszych, chudszych, dresów, hipsterów, skejtów, czasami nawet jakiś celebrytów od siedmiu boleści. Ale każdy był taki zabiegany, zajęty swoimi sprawami. Powoli zaczynałam czuć okropną niechęć do tego miasta.
Usiadłam na pobliskiej ławce. Uznałam, że nie będę się rozklejać. Wyjęłam swój telefon z kieszeni i zobaczyłam MMSa od Moniki. Pobrałam go i ujrzałam piękne zdjęcie zachodu słońca nad naszym morzem z dopiskiem: "Nigdy o tym nie zapomnij. ;) "
Oj Monika, uwierz, nie zapomnę...
no i pierwszy rozdział :)